O zasadniczej absurdalności

Dzisiejszy wpis to kontynuacja wpisu sprzed tygodnia, spojrzenie na ten sam problem z trochę innej strony. Parę lat temu, w trakcie jednego ze swych wyśmienitych wykładów, prof. Tadeusz Sławek przytoczył w swym tłumaczeniu słowa Annie Dillard z jej książki „Teaching a Stone to Talk”: „Gdziekolwiek nie skierowalibyśmy naszego spojrzenia, chodzi niezmiennie o jedną rzecz – o to, by znaleźć praktyczny kompromis między wzniosłością naszych idei, a zasadniczą absurdalnością naszego istnienia” (absurdity of the fact of us)”. Bóg, prawda, wolność, piękno, dharma, dobro, humanitarność etc. to bez wątpienia niektóre z takich wzniosłych idei. Tworzą one naszą kulturę i odwołujemy się do nich nieustannie. Postawmy je zatem wobec nagich faktów naszego istnienia – śmierci, bólu, choroby, przemocy, wojny, głupoty i wielu innych. Czy rzeczywiście osiągamy praktyczny kompromis w chwili, gdy stoimy nad zwłokami najbliższej osoby i staramy się pogodzić ten widok z podniosłą zawartością naszego umysłu? Albo gdy słyszymy o okrucieństwach wojny, o zamachach, o handlu dziećmi, o wyzysku pracowników? To łagodny umysł Annie Dillard kazał jej to nazwać „praktycznym kompromisem”. Moim zdaniem chodzi tu o apotropaiczny zabieg chroniący chwiejną spójność naszej świadomości, o zbiorowe trwanie w iluzji, jaką jest kultura. Kultura pozwala ludzkości przetrwać, ale ceną jaką płacimy jest odsuwanie od nas „zasadniczej absurdalności naszego istnienia”, a bez jej doświadczenia nie można zwać się człowiekiem.