Często nie wiemy co z sobą zrobić, nie mamy żadnego konkretnego celu, nic nas nie interesuje, w centrum swego istnienia odczuwamy tylko ssącą pustkę. W swej bezsensownej wegetacji szukamy czegoś, co by nadało życiu nawet nie sens, ale choćby odrobinę wigoru. Mogą to być rzeczy. Jeśli tak, to zaczynamy je gromadzić, kolekcjonować, otaczamy się nimi i je wielbimy. Mogą to być także zwierzęta. Wtedy możemy je albo hodować, albo też mordować, w zależności od humoru. Ale najlepszym sposobem zapełniania pustki jest zwrócenie się ku ludziom. Gdy sami nie mamy nic do powiedzenia, jakże miło jest spędzać godziny na miałkich pogaduszkach w gronie równie jak my pustych osobników. Gdy sami nic nie mamy do dania innym, jakże miło jest wampirycznie czerpać od innych ich czas i energię. Jakże miło jest tworzyć pozory przyjaźni czy miłości, szukając w drugim człowieku jedynie odzwierciedlenia samego siebie. Jeśli tego wszystkiego nie czynimy, wtedy wypełza ze swej ciemnej groty smok, brązowy i ciężki smok nudy, smutne i ponure odbicie naszej wewnętrznej pustki. Siedzimy wtedy w samotności pogrążeni w chaosie własnych myśli, pożerani przez chandryczne nastroje. Nudzimy się, a jedyne czego pragniemy to uciec od tego stanu, uciec od siebie, pogrążyć się w jakiejkolwiek dystrakcji i zapomnieć o czarnej dziurze, ziejącej w samym środku naszego ja. Każdy, kto doświadczył takiego stanu swego umysłu, kto przyznał się przed samym sobą, że oto dopadła go nuda, ma niesamowitą okazję do wydobycia się z niej i prowadzenia świadomego życia. Tak, nuda to cenne doświadczenie, może nawet dla człowieka współczesnej cywilizacji rozrywek doświadczenie graniczne, że pozwolę sobie użyć terminu Karla Jaspersa.