Archiwa miesięczne: Listopad 2015

O zwierzętach i filozofach

Zawsze zastanawiało mnie skąd biorą się wypowiedzi filozofów na temat zwierząt, chełpliwie ogłaszające wyższość ludzi nad zwierzętami. Według nich tylko ludzie są obdarzeni rozumem i wolną wolą, a zwierzęta są co najwyżej ożywionymi automatami, jak chciał tego Kartezjusz. Skoro żaden z nich nigdy nie był zwierzęciem, to skąd mogą wiedzieć, że zwierzęta nie posiadają też duszy, owego nieśmiertelnego impulsu energii, którym Bóg miał obdarzyć tylko ludzi? Przez tysiące lat najmędrsze umysły Europy uznawały fundamentalną różnicę pomiędzy ludźmi a zwierzętami za coś oczywistego. A tymczasem owo powszechne złudzenie kulturowe może mieć całkiem proste źródło. Otóż aż do XIX wieku ludzkość europejska nie miała w ogóle do czynienia z małpami człekokształtnymi – takimi jak szympansy, orangutany czy goryle. Filozofowie od Arystotelesa po Kartezjusza wyciągali swoje wnioski o zwierzętach tylko na podstawie kontaktu z psami, kotami, szczurami, kurami czy końmi. Nigdy nie mieli okazji zobaczyć żadnego zwierzęcia należącego do rodziny człowiekowatych, której częścią jest Homo sapiens. Podobno na samym Darwinie wywarło niesamowite wrażenie obserwowanie orangutana o imieniu Jenny w Londynie w 1838 roku. Jego teoria ewolucji była milowym krokiem w podważaniu ulubionej przez szowinistów gatunkowych wszystkich epok koncepcji „radykalnej nieciągłości”, która miałaby wytyczać nieprzekraczalną granicę pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Dziś już wiemy, że emocjonalnie szympans od nas nie obiega niczym, a pokrewieństwo genetyczne między człowiekiem a szympansem sięga 98%. Szympans być może nie potrafi przeprowadzić rozumowania zgodnego z sylogizmami Arystotelesa, ale jego myślenie zawiera wszystkie podstawowe elementy myślenia ludzkiego. Czasem nieco lekceważąco mówi się o zwierzętach jako o naszych braciach mniejszych. A tymczasem tak naprawdę są to nasi bracia starsi, z których się wywodzimy i którym jesteśmy winni opiekę, tak jak opiekujemy się swoimi rodzicami na starość. Zamiast tego fundujemy zwierzętom w naszej cywilizacji nieustanny holokaust, doprowadzając do ginięcia dziesiątków tysięcy dzikich gatunków rocznie i zjadając kilkadziesiąt miliardów zwierząt hodowlanych rocznie.

O ruminacji

Nie tak dawno napisałem parę słów o uważności (tu). Zastanowiło mnie jednak, co jest jej przeciwieństwem. Bo przecież nie może chodzić o jakąś prostą nieuwagę, rozproszenie nie mające żadnej przyczyny. Postawiłem sobie pytanie – co robimy gdy jesteśmy nieuważni? Odpowiedź wszyscy doskonale znamy: przeżuwamy swoje myśli. Psychologia ma na to piękne określenie – to ruminacja (od łacińskiego „ruminatio” czyli przeżuwanie właśnie). To stan gdy nieustannie w naszej świadomości pojawiają się obsesyjnie myśli, zwykle negatywne, dotyczące czegoś co, jak nam się wydaje, nie zrobiliśmy („Czy zamknąłem drzwi?”) albo zrobiliśmy ( „Dlaczego się tak głupio zachowałem wobec niej?”). W skrajnej postaci ruminacja obecna jest w tzw. zespole kompulsywno-obsesyjnym, ale każdy z nas jej doświadcza nieustanie na co dzień w mocniejszej lub łagodniejszej postaci. Najprzyjemniejsza – do czasu – jest ruminacja spowodowana zakochaniem, gdy nasze myśli krążą wokół ukochanej osoby jak sępy nad padliną. O wiele mniej przyjemna odmiana ruminacji pojawia się w stanach depresyjnych. W obydwu przypadka jednak sytuacja jest identyczna – podobnie jak rząd ssaków noszących nazwę Ruminantia, czyli Przeżuwacze, do których należą nasze poczciwe krowy, ale też żyrafy czy antylopy, nieustannie przeżuwamy zawartość naszego umysłu. To biologiczne odniesienie może nam nasunąć odpowiedź na pytanie dlaczego nasz umysł funkcjonuje w taki sposób. Przeżuwacz szybko napełnia żołądek treścią pokarmową, by uniknąć zagrożenia ze strony drapieżników, a potem w spokojnym miejscu zawartość żołądka jest zwracana z powrotem do paszczy i z namaszczeniem przeżuwana. Podobnie my szybko konsumujemy treści, które dochodzą do naszej świadomości, ale ich nie przetrawiamy – bo nie jesteśmy uważni w danej chwili! – i zostawiamy je sobie niejako na później. Bez końca oddajemy się wtedy „przemyśleniom” na temat tego, co na się wydarzyło w ciągu dnia, tworzymy niestworzone historie i wariacje na temat sytuacji, w których zawiedliśmy, w których nie zachowaliśmy się tak, jak nam się wydaje, że powinniśmy się zachować. Bez końca pastwimy się nad jakimś zagadnieniem, bez żadnych pozytywnych efektów. Dzięki ruminacyjnemu myśleniu wydaje nam się, że czymś rzeczywistym jest przeszłość i przyszłość, myślenie owo przesłania nam jednak jedyną rzeczywistość jaka istnieje – teraźniejszość. Uważnym mogę być tylko tu i teraz, nigdy tam i niegdyś.

O pewnym fundamentaliście

Sajjid Kutb (1906–1966) jest uznawany za założyciela sunnickiego fundamentalizmu. Jest też moim ulubionym fundamentalistą. Dlaczego? Skomentował on piękne słowa z Koranu: „Nie ma przymusu w religii” następująco: „Tolerancja może zapanować dopiero po zwycięstwie islamu i ustanowieniu prawdziwego państwa islamskiego”. Zatem dopiero wtedy, gdy religijna społeczność islamska, umma, opanuje cały świat, możliwa będzie tolerancja. Wcześniej ze strony fundamentalistów nie możemy się spodziewać niczego wesołego – „sama księga nie wystarczy, czas sięgnąć po miecz”. Albowiem, jak pisze Kutb: „Świat współczesny to wielki dom publiczny”, co jest najwyraźniej jego podstawową refleksją po spędzeniu dwu lat w USA. Istnieje jednak wedle niego lekarstwo: „Ogłoszenie boskiej wszechwładzy oznacza: powszechną rewolucję przeciwko rządom człowieka we wszelkich przejawach, formach i systemach i warunkach oraz totalny opór tam, gdzie ludzie roszczą sobie prawo do sprawowania suwerennej władzy”. W tych słowach widzimy paradoks nie tylko fundamentalizmu, ale i wszelkiej religii instytucjonalnej – ogłoszenie „boskiej wszechwładzy nad człowiekiem” jest przecież niczym innym jak tylko spektakularną ekspresją woli mocy człowieka. Warto przypomnieć, że słowa te Kutb pisał w więzieniu, skazany przez Nasera na 25 lat ciężkich robót. Pozwoliło mu to dogłębnie doświadczyć strachu przed światem współczesnym, który jest źródłem wszelkiego fundamentalizmu, jak i w pełni rozwinąć swój resentyment. Ogólnie – miły człowiek. (Cytaty za: K. Armstrong „W imię Boga. Fundamentalizm w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie”).

O dzisiejszej nienawiści

Jeśli nie jesteśmy pewni swoich wartości, jeśli nie wierzymy w nie autentycznie i nie kierują one naszym życiem, wtedy mamy tendencję by nienawidzić osób, które głoszą wartości odmienne. Ta psychologiczna zasada dobrze oddaje współczesną sytuację w Polsce i tłumaczy skąd tyle dziś w naszym życiu społecznym nienawiści, pogardy i niechęci. Ktoś głosi rozpaczliwie wolność ekonomiczną jako naczelną wartość – bo on sam jest zniewolony przez konsumpcję. Ktoś inny głosi wiarę w Boga jako podstawę uzdrowienia społeczeństwa – gdyż sam już dawno zapomniał, jak to jest wierzyć. Inny jeszcze z narodu czyni bóstwo swej ideologii – gdyż jest wylęknionym, osamotnionym człowiekiem, poszukującym odrobiny poczucia bezpieczeństwa w pseudoplemiennych rytuałach. Nie walczą oni jednak o te wartości, zamiast tego atakują socjalistów, ateistów, kosmopolitów. Atak na osoby wyznające inne wartości daje im głębokie poczucie prawości. Zarazem atakowanie innych dobrze kamufluje głęboko tlącą się w nich ostateczną przyczynę ich postępowania, którą jest lęk spowodowany tym, że nie prowadzą życia wedle zasad, które sami głoszą.

O pewnej recenzentce

Z człowiekiem mamy jeden podstawowy kłopot – dysponujemy tylko jego własną narracją na swój temat. Żadne inne stworzenie, dorównujące mu poziomem samoświadomości, nie może go zrecenzować. Cała ludzka kultura jest niczym innym niestety, jak tylko autorecenzją człowieka, jest jego autobiograficzną narracją, pełną samooszukiwania się. Wszystko, co jest dane temu gatunkowi jako tzw. dorobek kultury jest jego własnym wytworem. Sprawia to, że człowiek gubi się we własnych opowieściach, kurczowo trzyma się tego, co sam o sobie wymyślił. A w dodatku funkcjonowanie jego umysłu każe mu wierzyć w obiektywność owych tworów, bogów i świata. Zbyt łatwo wpada w kanały wytworzone przez siebie, gdyż nie ma żadnego zewnętrznego punktu odniesienia. Poza jednym. To śmierć, najbardziej obiektywna ze wszystkich recenzentek.