Przeczytałem niedawno słowa młodego, dobrze wykształconego człowieka, niewesołe słowa dotyczące trudnych problemów współczesnej Polski. Tak trudnych, że on sam udał się na emigrację wewnętrzną, gdyż nie miał siły stawić czoła wyzwaniom, jakie nam funduje obecna rzeczywistość. Współczuł kobietom, którym tak trudno teraz, a rządzący rzucają im kolejne kłody pod nogi. Odniósł się do zmian ekonomicznych i społecznych, które nie budzą w nim entuzjazmu. W końcu wyznał, bez wątpienia całkowicie szczerze, acz zarazem z ogromną dozą mimowolnego komizmu: „Jak sobie z tym poradzić, do końca nie wiem, ale powiem tylko, że w tych sprawach jestem libertarianinem”. Wyraził w tych słowach ultymatywne pocieszenie, jakie niesie ze sobą wszelka ideologia, która nigdy nie rozwiązuje żadnych problemów tego świata – a wręcz przeciwnie, jest ich głównym źródłem – ale pozwala za to swoim wyznawcom czuć się lepiej. Skoro jestem libertarianinem/komunistą/liberałem/anyone to przecież jestem czysty i prawy, bo mój maleńki móżdżek nie zawiera nic ponad owych parę haseł, które bez wątpienia prawdę w sobie zawierają. A że rzeczywistość skwierczy i do prawd przeze mnie wyznawanych się nijak dostosować nie może – tym gorzej dla niej! Paru ideologicznych emigrantów wewnętrznych, jak wspomniany powyżej młodzian, to nic groźnego, bo spokojnie bytują sobie oni we własnych światach. Ale gdy skrzyknie się grupa ideologicznych kretynów, którzy wpadną na pomysł, by założyć partię, aby przytakiwać sobie wzajemnie i potwierdzać sobie w onanistycznym zachwycie swoją chorą wizję świata, to dopiero się robi wesoło, szczególnie gdy taka partia wygra wybory.
Bo z partiami i wyborami to jest tak, jak z liczeniem cukierków. Gdy w szklanym słoiku umieścimy sto cukierków, na przykład tic-taków, i poprosimy następnie grupę ludzi by wedle swego niezwisłego i niezależnego osądu ocenili, ile ich tam jest, to okazuje się, że każdy z tych ludzi zwykle się mniej lub bardziej myli, ale po uśrednieniu odpowiedzi otrzymujemy liczbę, która jest mocno zbliżona do rzeczywistej liczby cukierków w słoiku. A teraz wyobraźmy sobie, że w tej grupie ludzi powstałyby stronnictwa ideologiczne. Jedno by się nazywało:„Jest sto dwadzieścia cukierków, jest super”, drugie przyciągałoby zwolenników nazwą: „Mamy tylko siedemdziesiąt pięć cukierków, walczmy o więcej”, a trzecie, najweselsze, na plakatach głosiłoby radosną wieść: „Radujmy się sześćdziesięciu dziewięcioma cukierkami”. Wynik jest wtedy daleki od rzeczywistej liczby cukierków, ale jakże są zadowoleni członkowie poszczególnych grup, którzy głosowali na swoje partie. I o to chodzi w ideologii – o zadowolenie wynikające z przynależności do stada i związanego z tym wyzbycia się własnego osądu. A rzeczywistość wtedy nie tyle skwierczy, co po prostu zdycha, co możemy dziś obserwować w pełnej krasie, w wymiarze zarówno lokalnym, jak i globalnym.