Według C.G. Junga: „Paradoks życia ludzkiego polega na tym, że akurat to, co wyzwala w człowieku największy lęk, jest też źródłem największej mądrości”. Uciekając od lęku nie pozwalamy, by najwyższa mądrość wkroczyła nasze życie. Wolimy się ograniczyć do nędznego mędrkowania, z którego słynie ego. Ono zawsze uzasadni naszą ucieczkę, zawsze usprawiedliwi tchórzostwo. To dobrze znamy. Ale na czym polega mądrość, którą możemy zdobyć, jeśli nie uciekniemy od lęku? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Spójrzmy jednak na te momenty, w których jednak wykazaliśmy się odwagą i pokonaliśmy lęk. Wtedy coś wkroczyło w nasze życie, coś czego się nie spodziewaliśmy. Doświadczenie przekroczenia lęku ukazało nam, jacy naprawdę jesteśmy, uświadomiło nam, że jest w nas coś więcej, coś szerszego i większego niż nasze małe „ja”. To coś możemy różnie nazywać. Jung nazywał to jaźnią, pełnią, której częścią jesteśmy. William James nazywał to po prostu more. Dopiero wtedy, gdy doświadczymy, że jesteśmy czymś więcej (more) osiągamy mądrość.
A odbywa się to bardzo konkretnie. To te momenty, gdy uważając się za zwykłego, niezbyt odważnego człowieka zdobywamy się na akt odwagi. Gdy nagle czujemy, że musimy bez względu na wszystko wyznać naszą miłość osobie, która być może nas odrzuci. Gdy zostawiając wszystko na boku pomagamy komuś, nie zważając na własny interes. Gdy odrzucimy jakieś zakorzenione przekonanie i uznajemy rację innego człowieka. Gdy zrobimy coś, czego dotąd nie robiliśmy, czy to będzie skok do basenu, którego baliśmy się, pomimo iż umiemy pływać, czy też przeciwstawienie się osobie dotąd będącej dla nas autorytetem. W tych i w wielu innych przypadkach zyskujemy mądrość, mądrość płynącą z przekraczanie siebie. Bo nie ma innej. Ja zawsze mówię: Moja nieświadomość jest mądrzejsza ode mnie. Znaczy to: Możemy żyć tylko spoza siebie. A poza mną mieszka mój największy lęk – i moja największa mądrość.