Wedle opowieści biblijnej do poznania dobra i zła konieczna była konsumpcja owocu z drzewa wiadomości. Efektem było, o dziwo, skażenie natury ludzkiej i wynikająca stąd konieczność edukacji moralnej opartej o religię. Tako rzecze chrześcijaństwo, opierając swe zdanie na tej mitycznej opowieści. Mity są wprawdzie mądrością odwieczną, ale całe szczęście korygowalną. Współczesne badania pokazują, że ludzkich dzieci nie trzeba uczyć zasad odróżniania dobra od zła. Zaobserwowano, że nawet półtoraroczne dzieci są skłonne pomagać obcym dorosłym. A niespełna roczne dzieci wybierały do zabawy lalkę, która nie była aspołeczna, atakująca inne lalki, ale taką, która bawiła się z innymi lalkami. Jeśli reguły dobra i zła utożsamimy z regułami życia społecznego, to dzieci nie trzeba ich uczyć, bo zachowania moralne są efektem emocji obecnych już u początków naszego życia, a których nie można wytłumaczyć doborem krewniaczym czy zasadą wzajemności. Zatem chrześcijaństwo myli się co do dzieci, dobra i zła i koniecznej edukacji moralnej – i w paru innych sprawach również.
Jednak edukacja moralna dzieci jest najczęstszą, o ile nie jedyną, obsesją dorosłych. Nie jest ona wszelako nakierowana na uczynienie z dzieci dobrych dorosłych. Tym, czego uczy dzieci edukacja prowadzona przez dorosłych jest to, jak zostać złym człowiekiem, dokładnie takim jak wychowujący je dorośli. Cały popęd wychowawczy skierowany na biedne dzieci prowadzi bowiem najczęściej do efektów przeciwnych do zamierzonych. Na przykład dzieci wychowywane w religijnych rodzinach przejawiają mniejszą skłonność do altruizmu. To skutek uczenia tego, by nie ufały własnym intuicjom moralnym, własnym uczuciom. Powiedzmy to wprost – najlepsze co mogliby zrobić dorośli, to przestać wychować i edukować moralnie dzieci, a zamiast tego zacząć wreszcie uczyć się od nich. „Stańcie się jako dzieci” to odwieczne wyzwanie moralne ludzkości, któremu ona jak dotąd niestety nie sprostała.
Dlatego kreatywny dorosły to nader rzadki okaz, gdyż jest on niczym innym jak ocalałym dzieckiem, które jakimś cudem nie zostało przemielone przez wychowawcze zabiegi dorosłych. Wychowanie bowiem tylko temu służy, by wytworzyć człowieka, który potem będzie wychowywał kolejne pokolenie w takim zakłamaniu, w jakim sam żył. Zwykli, nieszczęśliwi dorośli pragną, by dzieci także były nieszczęśliwe i zrobią wszystko, aby to osiągnąć. Tak, trudno to przyjąć, ale pragnieniem prawie wszystkich rodziców jest to, by ich dzieci cierpiały tak jak oni. Robią to całkowicie nieświadomie, przekazując traumę, jakiej sami doświadczyli. Nie można ich winić za ich traumę, ale cóż, trudno nie zauważyć, że prawie nigdy nie poczynili ani próby najmniejszej osiągnięcia świadomości tego, jakim życiem żyją. Ponadto do przekazu traumy indywidualnej dodają jeszcze wpajanie dzieciom norm kulturowych, najczęściej takich, których sami nie przestrzegają. Wynik takiego „wychowania” najczęściej jest opłakany. To właśnie największe nieszczęście, gdy ktoś z typowo ludzką zdolnością do całkowitej akceptacji warunków w jakich żyje, daje się im całkowicie uwarunkować i potem to uwarunkowanie przenosi na swoje dzieci jako swoją „wiedzę o życiu”. Tak pojęte wychowanie to tylko pokoleniowy przekaz traumy i kulturowych obron przed nią.
Aby coś wiedzieć o życiu trzeba je przerosnąć, wznieść się ponad to, co dane, ponad biografię, historię rodzinną, wpływy otoczenia społecznego i kulturowe normy, zwieńczające obręb całego wymienionego przez mnie systemu, który kształtuje to, co nazywamy swoim życiem. Życie to koan, którego praktycznie nikt z żyjących nie umie rozwiązać. Tylko jeśli nam się to uda, to tylko wtedy możemy wziąć za nie odpowiedzialność, a nie poprzestawać na realizowaniu nieświadomych uwarunkowań narzuconych przez rodziców i społeczeństwo. Nie biorąc odpowiedzialności za swoje życie nie powinniśmy się nawet ważyć wychowywać swoich dzieci. Rzekłbym każdemu tylko tyle – wpierw dorośnij, stań się twórcą swojego życia, a dopiero potem myśl o dzieciach i ich wychowywaniu. Jeśli nie rozwiążesz koanu życia, wyprodukujesz tylko swoje nędze kserokopie, które spędzą swoje jeszcze bardziej nędzne życie na poszukiwaniu sensu, którego ty nigdy nie odnalazłeś.