O filozofii i normozie

Zauważyłem, że różni ludzie próbują mnie nieustannie wrzucać do jakieś mentalnej szufladki. A to jestem dla nich filozofem, a to jungistą, a czasem gnostykiem. Sam wolę określenie privatdenker. Rozumiem przez to kogoś, kto ma swoje prywatne myśli na różne tematy, czasem uzasadnione, a czasem nie. Wszystkie one jednak biorą się z trwających ponad czterdzieści lat prób zmagania się z tym światem. Nazywam to czasem filozofią, ale nie upieram się przy tej nazwie, bo nieraz używam słowa duchowość albo jeszcze jakiegoś innego. W każdym razie uprawianie tego, co nazywam filozofią leczy mnie z normozy, czyli konstytucjonalnej dolegliwości naszej świadomości. Polega ona z grubsza na tym, że uporczywie przejmujemy z naszego otoczenia przekonania, poglądy i niczym nie uzasadnione opowieści. Wydają się one lekarstwem, ale są najczęściej jedynie źródłem naszego cierpienia.

Warto by się z owej normozy wyleczyć, wyzwolić z cierpienia. Ale wyzwolenia nie da nam żaden zewnętrzny system filozoficzny czy religijny, gdyż każdy z nich jest właśnie niczym innym jak tylko wyrafinowanym sposobem, w jaki mózg zajmuje się samym sobą, czyli jest najbardziej podstępną formą normozy. Wszelkie systemy są niby błyszczące i lepkie sieci pajęcze, kuszące swą śmiercionośną symetrią słabe umysły, a rozrywające się dopiero pod wpływem silnego podmuchu samego życia. Sposoby myślenia i ujmowania rzeczywistości są niczym innym jak społeczną opresją, konformistycznym glajchszaltowaniem indywidualnego umysłu. Kultura jako taka to właśnie system opresji, zbiór wymagań, które z niewiadomych powodów inni ludzie uważają za konieczne.

Filozofia to nie żaden zewnętrzny system, to nieustanne zmienianie naszego postrzegania świata. To ciągły ruch, zmierzający ku kompletnie świeżemu spojrzeniu na całość naszego doświadczenia. To nie poleganie na myśli, ale odwrócenie się od niej, by od nowa zapytać o to, czym jesteśmy i czym jest ten świat. Bez żadnych wstępnych założeń, bez wdrukowanych nieświadomych presupozycji, w rwącym strumieniu życia odnaleźć siebie. To jest filozofia. Dla niektórych może to zabrzmieć paradoksalnie, ale filozofowanie polega nie na myśleniu, ale na utwierdzaniu się poza naszymi myślami. Filozofia to miłość mądrości, a ta mieszka poza naszymi myślami.

Życie jest bardziej złożone niż jakakolwiek myśl o nim. Myślenie jest wtórne, zawsze następuje po przeżyciu. Albo czasem – co gorsza – poprzedza je i nadaje mu poroniony kształt. Najpiękniejsze chwile w życiu to te, w których nie myślimy. Są one kroplami doświadczenia, ożywczymi i karmiącymi nasze istnienie. Myśl jest szara i nudna. Wracając na koniec do normozy, powiem tylko,że charakteryzuje ona wszystkich ludzi, a szczególnie tych, którzy się nigdy nie skalali myśleniem. Bo ten, kto wie czym jest myślenie, ucieka od niego, nie utożsamia się z myślami. Natomiast normotycy tkwią nieustannie w swoich głowach, utożsamiając się z głosem, który mówi im nieustannie o tym, czym są i co mają robić. I z tego bierze się całe nieszczęście tego świata.

2 komentarze do “O filozofii i normozie

  1. GregPast

    Taka ładna dziś niedziela w Toruniu, która pięknie nastraja do relaksu. A tu znów od rana tekst wywracający twój weekendowy (i późniejszy również) spokój do góry nogami!

    Czasami boję się Pana czytać… Ale to chyba najlepszy powód, by to właśnie czynić!

    Choć w pełni nie zastosuję się do dzisiejszej porady i jednak trochę o Pana poście…pomyślę.

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj komentarz