Ludzkość, jeśli ją pojąć jako całość, cierpi na dobrze znane zaburzenie, zwane bulimią albo – co jest jeszcze bardziej obrazowym określeniem – żarłocznością psychiczną. I nie chodzi tu tylko o miliardy zwierząt zjadanych co roku, chociaż tu liczby szokują. To około 90 miliardów zwierząt na rok. Co sekundę jest wytwarzanych i zjadanych prawie 10 ton mięsa, wołowego, wieprzowego i kurzego. Efektem jest to, że obecnie więcej ludzi umiera z przejedzenia niż z niedożywienia. Ogromne są także koszty klimatyczne hodowli zwierząt. To około 18% gazów cieplarnianych. Mógłbym te liczby mnożyć bez końca, ale to nic nie zmieni, bo te liczby nie docierają do naszych paleolitycznych mózgów, nastawionych na postrzeganie małych liczb. Konsumujemy na potęgę, przeżeramy powodowani żarłocznością psychiczną wszelkie zasoby Ziemi: biologiczne, mineralne, a nawet przestrzenne. Bulimiczny charakter naszego umysłu przejawia się nawet w sferze informacji: musimy być online, choćby po to, by poznać najnowsze, nikomu niepotrzebne planetarne plotki.
Kiedyś pewna młoda kobieta, cierpiąca na bulimię, opowiedziała mi swój sen. W tym śnie leżała w łóżku, a wszędzie wokoło było mnóstwo talerzy pełnych jedzenia. Wypełniały cały pokój. Jadła i wymiotowała. W takiej sytuacji jest obecnie ludzkość, przynajmniej w tych krajach, gdzie konsumpcja jest istotą życia. Każda wizyta w supermarkecie jest niczym sen owej kobiety. Jeśli tylko dysponujemy kartą kredytową (to najlepszy symbol hiperkonsumpcji), to możemy ze wszystkich półek/talerzy brać to, co nam się podoba. Jemy i wymiotujemy. Niby jesteśmy świadomi tego, że kredyt z owej karty będą spłacały nasze dzieci, ale czy to się liczy w obliczu możliwości niczym nieograniczonej konsumpcji teraz? Nie jest to w ogóle ważne, bo nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze indywidualne wybory kształtują świat, w którym żyjemy. Konsumujemy nie zwracając uwagi na nic, a tym bardziej na przyszłe pokolenia. Jak mityczne lemingi dążymy ku krawędzi zagłady, mlaskając i czkając, przeżarci wszystkim, co zapewnia nam choćby najmniejszy zastrzyk dopaminy.
Współczuję moim studentom. Oni za trzydzieści parę lat będą w moim wieku, ale ich świat będzie całkowicie odmienny od tego, w którym ja żyłem i wzrastałem. Dziś myślą, że wszystko będzie tak jak teraz, że świat będzie może nawet lepszy, albo chociaż taki sam. Jest to naturalna postawa każdego młodego człowieka – chce on wejść w dorosłe życie zgodnie z regułami, które reprezentują dorośli. Niestety, dziś dorośli zawiedli, na całej linii. Przejedli świat, nic nie zostawiając swoim dzieciom. Czy zatem możemy się dziwić, że dzieci się buntują?