Trzydzieści lat temu, w piękny majowy dzień, przechodziłem przez rynek w Krakowie. Skierowałem się w stronę ulicy Szewskiej, by podążyć do kolejnej księgarni. Odwiedzałem w tamtych czasach księgarnie i antykwariaty w Krakowie, zwykle wracając do domu ze sporym tobołkiem książek. Mniej więcej w połowie ulicy Szewskiej mój wzrok przykuł mały tłumek, zgromadzany wokół stojącego pod ścianą kamienicy człowieka. No właśnie – człowiek ten był ubrany w białą szatę przepasaną sznurem, miał długie włosy opadające na ramiona, a na jego głowie ujrzałem koronę cierniową. Przez chwilę się zawahałem – czy to już? Drugie przyjście? Ale w takiej formie? A dlaczego nie, dlaczego nie Kraków anno Domini 1987? Skonsternowany podszedłem bliżej, by ewentualnie położyć kres swemu niedowiarstwu. Jednak wtedy ta potencjalna otwartości mego umysłu na niezwykłe doświadczenia, nawet takie o których nigdy nie śniło się filozofom, jak mawiał Szekspir, legła w gruzach. A to z prostego powodu – człowiek ów przemawiał po rosyjsku. Cóż, mesjasz mówiący po rosyjsku nie mieścił się jednak w przestrzeni mej wyobraźni. Nie w tamtych czasach.
O granicach wyobraźni
Dodaj komentarz
