W 1950 roku słynny fizyk Enrico Fermi, noblista w wieku 37 lat i współtwórca pierwszego reaktora jądrowego (uruchomiony w Chicago w 1942 roku), miał się wdać w z rozmowę z kilkoma przyjaciółmi, również naukowcami światowej klasy (wśród nich był na przykład Edward Teller, twórca bomby wodorowej) dotyczącą problemu UFO. Po rozmowie Fermi miał zapytać sam siebie: „Gdzie oni są?” To pytanie jest znane jako paradoks Fermiego, polegający na tym, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa możemy oczekiwać powstania wielu cywilizacji pozaziemskich, a tymczasem brak jakichkolwiek obserwowalnych śladów ich istnienia. Oczywiście poza tymi, jakie podsuwają entuzjaści UFO.
Jedną z odpowiedzi na paradoks Fermiego jest teza, że cywilizacje, które osiągnęły odpowiedni poziom technologiczny, który by je uprawniał do kontaktu z innymi cywilizacjami, giną jednak wcześniej wskutek rozwoju własnych technologii. Z ewolucyjnego punktu widzenia samozniszczenie może być paradoksalnym rezultatem sukcesu odniesionego w tymże procesie ewolucyjnym. Ta teza nawiązuje bezpośrednio do tego, co obecnie dzieje się na Ziemi. Rozwijająca się na tej planecie od kilku wieków cywilizacja technologiczna doprowadziła do oczywistego postępu pod względem jakości życia i konsumpcji, ale zarazem sprowadziła na ludzkość ogromne zagrożenie. Kryzys klimatyczny grozi końcem cywilizacji takiej jaką znamy, a być może nawet końcem istnienia ludzi, co przewidują najbardziej pesymistyczne scenariusze. Profesor Michał Heller zapytany o inteligentne życie w kosmosie miał odpowiedzieć: „Mam wątpliwości czy życie inteligentne istnieje nawet na naszej planecie”. To, co obecnie dzieje się na tej planecie niestety potwierdza jego słowa. Rozwój technologii jest swego rodzaju planetarnym samobójstwem, porównywalnym do sytuacji gazowego samobójstwa, gdy zamykamy się garażu, w którym stoi samochód z włączonym silnikiem.
Niektórzy podniecają się racjonalnością ludzi. Ja uważam, że racjonalny jest tylko ten gatunek, który jest zdolny do sensowego, adaptacyjnego działania w swoim środowisku. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy ten gatunek dostosowuje się do otoczenia, przekształcając siebie zgodnie z wymaganiami środowiska. My natomiast uparliśmy się by to środowisko przekształcać wedle naszych najniższych instynktów. Stworzyliśmy technikę po to, by prowadzić życie przyjemne i bezbolesne. Jedynym wszakże sposobem na osiągnięcie tego celu jest pacyfikacja przyrody. A takie próby kończą się ekstynkcją gatunku, który ją podejmuje. Uważamy się za coś odrębnego od całości życia, za wyjątkowy gatunek, uświęcony inkarnacją boga i zdolnością do oświecenia. Niestety jesteśmy tylko zwierzętami z przerośniętą ego-świadomością i zdegenerowanymi emocjami. Jak napisała niegdyś Rachel Carson: „Człowiek jest częścią przyrody, więc jego walka z naturą jest nieuchronnie walką z samym sobą”. Właśnie teraz w tej walce ponosimy klęskę. Emisje gazów cieplarnianych rosną, rośnie konsumpcja, rośnie populacja – czy naprawdę jesteśmy gatunkiem inteligentnym? Wątpię. Jak to ujął James Lovelock, twórca hipotezy Gai:„Nie myślę, że wyewoluowaliśmy wystarczająco, żeby ogarnąć tak kompleksową sytuację, jak zmiana klimatu. Inercja ludzi jest tak wielka, że nie możesz zrobić nic, co ma znaczenie”.

Popieram. Od siebie dodam, że wg mnie każdy gatunek złożony z inteligentnych jednostek musi skończyć marnie, gdyż takie jednostki w większej liczbie nie są w stanie uzgodnić wniosków i działań w skali globalnej. Nadto mamy wbudowany w same podstawy DNA nieograniczony rozwój. Myślę, że to cecha uniwersalna każdego DNA. Gatunki mniej inteligentne napotykają wcześniej bariery rozwojowe, których nie mogą przełamać. Gatunki podobnie inteligentne jak my są w stanie przełamać takie bariery, ale napotykają ostateczne w postaci ekosystemu całej planety. Nie zniszczą go (chyba, że wojną atomową na dużą skalę), ale przeregulują (jak obecnie my) tak, że same sobie stworzą warunki własnego wyginięcia. Jeśli o nas chodzi wyraźnie widać nastawienie na działanie niezależnie od biosfery tak, jakbyśmy mogli istnieć poza nią.
PolubieniePolubienie