Każdy z tych, co za powszechnym dostępem do broni są, uważa się bez wątpienia za dobrego człowieka, takiego, który tylko w nieubłaganej konieczności broni owej użyje, w obronie swoich dziatek bezbronnych albo gwałconej połowicy, no może, ostatecznie, gdy mu jakowyś menel z ogródka grilla zechce wyekspediować. To jednak podstawowy błąd selfizmu, że każdy myśli o sobie, iż dobry z niego człek, a w łeb by strzelił tylko temu złemu. Myślenie o powszechnym posiadaniu broni ekstremalnie egoistycznym bowiem jest. Moim zdaniem zaprawdę dobry człowiek o posiadaniu, a tym bardziej o użyciu broni nie myśli. Ale spora część populacji nie dość, że o posiadaniu broni myśli, to jeszcze o jej użyciu marzy, bo po co komu spluwa, gdy zimną lufą spoczywa w szufladzie? Pozwolenie na posiadanie broni takie osobniki odbierają jako pozwolenie na jej użycie. Nawet jak im sąsiad trawnik zadepcze albo gałązkę tui złamie. I to mentalne, kulturowe przyzwolenie jest dla nich tak cenne, bo przecież ogół daje im tym samym prawo do realizowania swoich niskich, aż nazbyt niziutkich marzeń. Są bowiem dupkami, a czują się jak wikingowie jacyś albo i rycerze waleczni, gdy ruchem swego maleńkiego paluszka wskazującego mogą roztrzaskać czaszkę innego. I tyle w temacie, bo szkoda na nich sobie język strzępić.
Archiwa miesięczne: Wrzesień 2020
O bezradności
Kilkanaście lat temu mój ojciec trafił do szpitala. W trakcie jednych z odwiedzin u niego zostałem poproszony przez grupę trzech pielęgniarek o pomoc. Przenosiły z łóżka na łóżko pacjenta i nie dawały sobie rady. Nic dziwnego. Był to bardzo duży mężczyzna, co najmniej 190 cm wzrostu i dobrze ponad 100 kilogramów wagi. Z ledwością w czwórkę daliśmy radę. Dlaczego o tym piszę? Ze względu na jego oczy. Prawdopodobnie był po udarze, przytomny, ale całkiem bezwładny. Gdy pomagałem go przenosić spojrzał na mnie. Nigdy tego spojrzenia nie zapomnę. Potężny facet, zapewne gdy był zdrowy to wszyscy się go słuchali, kładąc uszy po sobie, w rodzinie był półbogiem, w firmie pracownicy lękali się jego gniewu. Był wtedy panem życia, podejmował decyzje i rządził. A teraz jego spojrzenie było spojrzeniem bezradnego, zrozpaczonego dziecka. Nie mógł poruszyć nawet palcem u nogi. Pozostała mu tylko czysta świadomość, przepełniona poczuciem całkowitej niemożności i bezradności.
Tak, najtrudniej sobie nam radzić w poczuciem bezradności. Kultura wmawia nam, że musimy być sprawczy, że działanie i praca to istota życia. Nie, tak nie jest. Są w naszym życiu momenty bezradności. Nie zawsze tak drastyczne jak u tego mężczyzny, ale zawsze ciężkie do zniesienia. Gdy zostawia nas kochana osoba, gdy umiera ktoś bliski, gdy nasze przedsięwzięcie ponosi porażkę. Wtedy nic nie możemy zrobić, czujemy się bezradni. Gdy spotka nas coś takiego cóż możemy zrobić? Nic. To nic jest dla nas najtrudniejsze. Brakuje nam taoistycznego płynięcia z nurtem strumienia, który nigdy sam nie wybiera, tylko podążą za tym, co napotyka na drodze. Czasem rączo dąży przed siebie, a czasem zastyga w niemożności. Wtedy rozlewa się w czystej świadomości nie czynienia. Oczywiście lepiej nie czynić z własnego wyboru, ale czasem trzeba inaczej, trzeba zaakceptować to, co się przydarza i przyjąć bezradność. Uświadomić sobie, że już nic nie możemy zrobić i spocząć w tym, co jest.
Ludzkie zoo
Byłem wczoraj nad jeziorem. Ciepło i słońce. Ludzie opalają się na plaży, jedzą lody, piją piwo, jedzą zapiekanki. Dzieci biegają, nastolatki flirtują, faceci gadają o samochodach, kobiety o koleżankach. Sobota, nic się nie dzieje. Ogólne rozleniwienie i zapychanie pustki egzystencji drobnymi, pustymi przyjemnościami. Z mej strony narastała jednak degustująca obserwacja gatunku homo sapiens, to co Tacyt nazwał odium humani generis. Cioran kiedyś wybrał się do zoo. Gdy doszedł do klatki z szympansami skonstatował – czuć, że człowiek jest blisko. Ja bym to odwrócił. Obserwując ludzi widzę, że niezbyt się się od szympansów różnią. A jeśli się różnią to w sposób negatywny. Bo ludzie są niczym więcej jak małpami, które sobie ubzdurały, że są czymś lepszym niż cała reszta istot żyjących. Opętani przez swoją wąską świadomość uzurpują sobie prawo do wykorzystywania całości rzeczywistości, konsumują świat jak hamburgera, niszczą, co tylko mogą zniszczyć, nienawidzą, co tylko mogą znienawidzić. Nieświadomi apokalipsy, która za dekadę lub dwie zmiecie ich świat wraz z nimi, snują się w błogiej i ślepej niewiedzy, zaspakajając swe płytkie pożądania. Doprawdy niewiele się nie różnią od zwierząt w zoo, które karmione przez opiekunów żyją sobie w bezwiednej niewoli. Ale póki jest słonce, jest ciepło i można zanurzyć się w chłodnej wodzie, po co się martwić? Nawet teraz, w roku będącym zapowiedzią apokalipsy, trajlerem postapokaliptycznej rzeczywistości, która nas czeka, spokojnie jemy lody, opalamy się, gadamy o głupstwach, kontynuujemy pozbawioną wszelkiego sensu egzystencję. A za horyzont zachodzi Słońce, zapada powoli zmrok, powietrze staje się chłodniejsze. The end is coming.
O Margot
Parę dni temu obejrzałem wywiad internetowy na YT ze słynną Margot przeprowadzony przez radio ZET. Z mego pierwszego wejrzenia, jako osobnika całkowicie heteronormatywnego, to całkiem miły, inteligenty i przystojny chłopak. Identyfikuje się jako niebinarny, używa żeńskich końcówek. Gdybym był dziewczyną to by mnie zapewne zainteresował. Nie jestem dobrze obeznany z niuansami społeczności LGBTQ więc tylko podam parę ogólnych uwag wyłącznie w odniesieniu do tego wywiadu. Prawie 90% oglądających dało łapkę w dół. To dużo mówi o klaustrofobicznej mentalności seksualnej naszego społeczeństwa. Dlaczego jeśli ktoś chce identyfikować jako kobieta ma mnie to urażać? Ja bym chętnie się spotkał z taką osobą. Tak, wiem, wielu by nie chciało. Boją się własnych nieświadomych tendencji, stąd ich projekcyjna agresja. Strach przez tym co inne, nieznane jest podstawowym odruchem standardowych przedstawicieli homo sapiens. Bądźmy zatem niestandardowi, jak Margot. Z bliskiego mi psychologicznego punktu widzenia androgyniczna całość jest tym, co najlepsze w ludzkiej psychice. To swego rodzaju buddyjska droga środka, podążanie drogą tao, które polega na unikaniu skrajności samej tylko żeńskości czy męskości. Świat zamieszkały przez ludzi takich jak Margot byłby bardziej kolorowy, by nie rzec – tęczowy.
Swoistym kuriozum jest natomiast postawa prowadzącej wywiad dziennikarki, na siłę próbującej sprowokować niektóre wypowiedzi Margot, a zarazem wykazującej się typowym dla dziennikarzy sformatowanym stylem. No cóż, 99% dziennikarzy tak robi i im to chwały nie przynosi. Prowadząca jest po prostu głupią babą. Mówi się, że prasa i dziennikarstwo to czwarta władza – okazje się, że równie głupia jak politycy, ograniczona mentalnie jak prawnicy i służalcza jak prezydent. Jakby jakiś mój student został dziennikarzem, to bym się do niego nie odzywał.
Tu wywiad: https://www.youtube.com/watch?v=lrQ7Npmi9BU&feature=share&fbclid=IwAR3MZI76xUq7X23Q42PLqpIXh4m7Bafl0_RQ2jzL7VME2-c3k43n9WigZHs
