António Guterres, sekretarz generalny ONZ: „Wszyscy tu jesteśmy, ponieważ rozpoczęło się odliczanie klimatyczne, a nie jesteśmy nawet w pobliżu miejsca, w którym powinniśmy być. Nauka mówi nam, że musimy ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5℃ powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej. Jesteśmy na dobrej drodze do co najmniej 3℃. Żaden kraj nie jest odporny na kryzys klimatyczny. Jednak w każdym kraju najbiedniejsi i najbardziej bezbronni są najbardziej dotknięci, mimo że zrobili najmniej, by spowodować problem. W ciągu ostatnich 25 lat najbogatsze 10% światowej populacji było odpowiedzialne za ponad połowę wszystkich emisji dwutlenku węgla, a najbiedniejsze 50% – za zaledwie 7% emisji. Stopień niesprawiedliwości i nierówności w tej skali to rak. Jeśli nie zaczniemy działać teraz, ten wiek może być jednym z ostatnich w historii ludzkości”.
Gdy weźmiemy pod uwagę diagnozę Guterresa, to możemy ją tylko poszerzyć. Ludzkość toczy rak. A raczej sama ludzkość jest rakiem. Zbyt dużo komórek. Zbyt się mnożą. Dobrze ujmuje to James Lovelock, cytowany w książce Johna Gray’a „Słomiane psy”: „Ludzie zachowują się pod pewnymi względami jak organizmy patogeniczne, jak komórki raka, nowotworu. Wraz ze wzrostem naszej liczebności zaczęliśmy tak bardzo przeszkadzać Gai, że nasza obecność stała się zauważalnym zakłóceniem. Gatunek ludzki jest obecnie tak liczny, że stanowi poważną, planetarną chorobę. Gaja cierpi na primatemaję rozsianą – zarazę ludzką.” Nie jesteśmy dziećmi bożymi, koroną stworzenia, sukcesem ewolucji – jesteśmy rakiem.
Klimatolożka Joëlle Gergis pisze: „Doszliśmy do punktu w historii ludzkości, który uważam za ‘wielkie rozpadanie się’. Nigdy nie sądziłem, że dożyję horroru upadku planety. Coraz częściej czuję się przytłoczona i niepewna, w jaki sposób mogę najlepiej żyć w obliczu katastrofy, która teraz nas czeka. Niepokoi mnie ogromna skala tego, co trzeba zrobić, boję się tego, co może czekać w mojej skrzynce odbiorczej. Coś we mnie jakby pękło, jakby zawiodła jakaś istotna nić nadziei. Wiedząc, że czasami rzeczy nie da się uratować, że planeta umiera, że nie mogliśmy zjednoczyć się na czas, aby uratować to, co niezastąpione. Czuję się tak, jakbyśmy doszli do punktu w historii ludzkości, kiedy wszystkie drzewa na świecie już zniknęły, nasz związek z mądrością naszych przodków przepadł na zawsze”.
Ludzkość ma mniej niż 10% szans na przetrwanie. Optymiści zakładają, że upadek nastąpi za 40 lat, pesymiści, że za dekadę lub wcześniej. Tak czy inaczej, całkowity rozpad społeczeństwa jest nieunikniony. Bez wątpienia przyczynią się do tego sami ludzkie, którzy w suicydalnym pędzie wybierają polityków najgorszego sortu by nimi „rządzili”. Jeśli ludzkość jest rakiem Ziemi, to prognozy te są właściwie optymistyczne. Życie może przetrwa, ludzie nie. Szkoda tylko młodych, którzy myślą, że jest przed nimi jakaś przyszłość. There is no future.
O przyszłości
Dodaj komentarz
