Archiwa miesięczne: Lipiec 2021

O zegarze zagłady

W 1947 czasopismo „The Bulletin of the Atomic Scientist” przedstawiło po raz pierwszy na swej okładce zegar zagłady, odmierzający czas do końca ludzkości. Wtedy zegar pokazywał 23:53. Na początku tego roku pokazano zegar, który wskazywał 23:58 i 20 sekund. Znaczy to, że do zagłady ludzkości pozostało tylko 100 sekund. Możliwe, że naukowcy ustalający czas pozostały nam do końca się mylą. To właściwie najlepsza cecha naukowców – że się mylą i potrafią się do tego (czasem) przyznać. Ale czy nie jest jednak czymś rozpaczliwym, żeby nadzieję opierać na omylności? Tym bardziej, że wszystko wskazuje, iż koniec ludzkości będzie jej własną zasługą. Zobaczymy, czy te niewesołe prognozy się sprawdzą. Jeśli tak, zawsze to będzie jakaś satysfakcja poznawcza.

O dobroci hipokryzji

Nazywa się hipokrytą człowieka, który co innego myśli, co innego mówi, a jeszcze co innego czyni. Bez wątpienia hipokryzja dotyczy zatem prawie całej populacji ludzkiej. Rozbieżność między myślą, mową a uczynkiem jednak niekoniecznie jest zawsze czymś negatywnym. Może okazać się bardzo pozytywna. Mamy bowiem w sobie pewien „głos”, który podsuwa nam różne myśli. Nie zawsze warto je wypowiadać na głos, szczególnie w obecności ukochanej osoby. Nie wszystko co myślimy jest prawdą, a mym zdaniem – prawie nic. Dobrze jest zatem tego „głosu” nie słuchać i mówić oraz robić inne rzeczy niż on nam podsuwa. Nim coś wypowiem, powinienem się zastanowić dziesięć razy. Nim coś zrobię – sto. Dzięki temu moja mowa będzie inna niż myśli, a czyny niż słowa.

O czasie, cierpieniu i opowieści

Opowiadając komuś o sobie zwykle wkładamy swoją opowieść w ramy czasu, jego trzech modalności: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Chcemy by opowieść była radosna i przyjemna, ale to najczęściej okłamywanie siebie i innych, bowiem od każdego życia nieodłączne jest cierpienie. Tak przynajmniej twierdzą buddyści. A cierpienie (dukhka) to nic innego jak doświadczanie zmiany, czas natomiast to sposób postrzegania tej zmiany. Z każdą modalnością czasu łączy się więc określone cierpienie, którego doświadcza nasz umysł. Wydarzenia z przeszłości powodują nasz żal i udrękę. Teraźniejszość to obszar chaosu, zamieszania i fundamentalnej dezorientacji. Przyszłość z kolei rodzi w nas wszelkie obawy i strach.

By uniknąć tych negatywnych stanów kreujemy naszą opowieść jako, jak nam się wydaje, spójną narrację. Ma usuwać nasze cierpienie. Wszystko jednak wskazuje na to, że to ona jest jego pierwotnym źródłem. Gdy wszystko idzie po naszej myśli łudzimy się, że świat nam sprzyja i podporządkowuje się naszej opowieści. Gdy jednak coś nie idzie, albo coś bardzo nie idzie, to wtedy rodzi się cierpienie teraźniejszości (dlaczego mnie to spotyka?!). Natychmiastowo pociąga za sobą cierpienie przyszłości (co ze mną będzie?) i przeszłości (gdybym tylko postąpił inaczej…). A to wszystko tylko z powodu załamania się naszej narracji. Okazuje się, że nasze ego nie jest już bohaterem niesamowitej opowieści o człowieku sukcesu, że nasze życie nie przypomina romantycznej komedii z zapewnionym happy endem.

Jedynie teraźniejszość, w której doświadczamy zmiany będącej źródłem cierpienia, daje nam taką możliwość. „Teraz” to ta chwila, gdy jednej zmianie możemy przeciwstawić inną – zmianę samych siebie. Nawet jeśli nie wyzwolimy się od wszelkich opowieści, co jest celem buddystów i nie tylko ich, to możemy sprawić, że nasza opowieść nie będzie już filmem klasy B. Możemy napisać lepszy scenariusz, przestać już tak bardzo ranić siebie i innych ludzi. To cel skromny, acz osiągalny po intensywnym wysiłku.

O podtlenku azotu

Słynny brytyjski chemik, sir Humphry Davy, już pod koniec XVIII wieku przeprowadził pierwsze badania nad podtlenkiem azotu. Podtlenek azotu to substancja o właściwościach anestetycznych, znana też jako gaz rozweselający. Opisał swoje doświadczenia, bo jak każdy prawdziwy naukowiec, zbadał wpływ tej substancji na swój umysł. Oto jego relacja: „Olśniewające, jakby bardziej intensywne doznania wzrokowe, jeśli zaś chodzi o dźwięki, słyszałem każdy szmer w pokoju.  Wraz z tym, jak rosło poczucie przyjemności, traciłem kontakt ze światem zewnętrznym. Przez głowę przenikały ciągi bardzo żywych wyobrażeń, które ze słowami łączyły się w zupełnie nowatorski sposób. Znalazłem się w świecie idei na nowo powiązanych i na nowo przekształconych. Teoretyzowałem, roiłem sobie, że dokonuję wielkich odkryć”.
Około sto lat później psycholog i filozof, William James, także eksperymentował z tą substancją. Zostawił po sobie wiele ciekawych opisów efektów, jakie miała ona na jego umysł. Jedną z ciekawszych fraz, rzekłbym najbardziej heglowskich, jaka się pojawiła w jego umyśle była: „There are no differences but differences of degree between different degrees of difference and no difference”. Lecz ciekawsze jest to zanotował o innym swym doświadczeniu, podobnym do relacji Davy’ego. James zaznał, po zażyciu podtlenku azotu, niezwykłego stanu świadomości. Objawiła mu się w nim cała prawda o wszechświecie. Gdy wychodził tego stanu wszechwiedzy, zapisał ową wiedzę gdzieś na parapecie. Po wyjściu ze stanu odmiennej świadomości miał poczucie, że gdzieś utrwalił ową wszechwiedzę, że zatrzymał w pojęciach wiedzę o absolucie. Zerknął na parapet, a tam widniała fraza: „Smith jest idiotą”. Pewnie był to jego sąsiad, i w tym momencie ta fraza jest absolutnie prawdziwa. Absolutnie prawdziwa i zarazem pozbawiona wszelkiego sensu. Tak czasem bywa z objawieniami naszej intuicji, są absolutnie przekonujące ale często ich wartość poznawcza jest warta zero.