Archiwa miesięczne: Wrzesień 2022

O personie

Poznanie siebie samego powinno owocować integracją rozmaitych części naszej osobowości, ich syntezą prowadzącą do doświadczenia pełni. Koniecznym etapem wstępnym jest jednak etap analizy, gdy owe części składowe rozpoznajemy i różnicujemy. W ujęciu Junga początkiem tego procesu jest uświadomienie sobie swojej persony jako czegoś różnego od naszego ja. Jak pisze Jung:„Persona jest tym, czym w istocie człowiek nie jest, czym on jest tylko w mniemaniu własnym i innych ludzi”. Jest ona zatem maską, która nieświadomie kształtuje się już w bardzo wczesnym okresie naszego życia, a dzięki której możemy funkcjonować w społeczeństwie. To takie nasze idealne ja, za które chcemy być brani przez innych. Prezentujemy się więc jako nauczyciel, lekarz, kapłan, policjant, matka, biznesmen, pielęgniarka, globtroter, spryciarz, itd. itp. Każda z tych person to maska na użytek publiczny, najczęściej nie mająca nic wspólnego z tym, kim naprawdę jesteśmy. W zależności od etapu rozwoju persona nasza odpowiada naszej tożsamości płciowej, zawodowi czy statusowi społecznemu. Gramy określone role by dostosować się do zbiorowości, a persona jest kompromisem między nami, jako indywidualnością, a społeczeństwem. Mamy nazwisko, tytuł, mundur, ale to jest wtórne wobec tego, kim naprawdę jesteśmy.

Sama w sobie persona nie jest czymś negatywnym, dopiero utożsamienie się z personą grozi zanikiem naszego prawdziwego ja, prowadzi do psychicznej kruchości i sztywności. Jest to nader realna groźba, bo czy ktoś oprze się pokusie bycia szefem wielkiej spółki, wielkim menadżerem, otrzymującym za swą rolę pieniądze i uznanie? Jednak w ten sposób wyprodukujemy w sobie tylko „sztuczną osobowość”, poza którą nie będzie nic autentycznego, tylko nastawienie na to, co zewnętrzne. Uświadomienie sobie persony to początek indywiduacji, czyli autentycznego stawania się sobą. Zdrowa persona przypomina półprzepuszczalną błonę komórkową, która chroni wnętrze, ale zarazem nie jest sztywna i zamknięta. Persona może być także narzędziem transformacji ja, gdy pewnych nieświadomych treści doświadczamy najpierw jako roli odgrywanej przez personę, by potem je zintegrować z ja. To jak z nauką jakiejś umiejętności – najpierw gramy rolę nauczyciela, starając się zachowywać jak nauczyciel, wyglądać jak nauczyciel, mówić jak nauczyciel. A po dłuższym czasie już jesteśmy nauczycielem, treści związane z tą funkcją stały się zasobem dostępnym naszemu ja. Jeśli tylko nie utożsamimy się z personą nauczyciela, to dalsze kroki na drodze indywiduacji są dla nas dostępne.

O czasie

W swej malutkiej, acz znakomitej książeczce Siedem krótkich lekcji fizyki fizyk Carlo Rovelli napisał: „Nasza pamięć i nasza świadomość są zbudowane ze zjawisk statystycznych, a te nie są niezmienne w czasie. Dla hipotetycznego, przenikliwego wzroku, który widziałby wszystko, nie byłoby ‚upływającego’ czasu, a wszechświat byłby blokiem przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ale my, istoty z ograniczoną świadomością, zamieszkujemy czas, gdyż widzimy jedynie zamazany obraz świata. Z tej nieostrości świata rodzi się nasze postrzeganie upływu czasu”. Fizycy takie wnioski wyciągają ze swego oglądu rzeczywistości wyostrzonego przez ich teorie, oparte na matematyce. Podobnie mówią mistycy, zapatrzeni w swoje wizje. A czy my, zwykli ludzie, możemy odczuć coś podobnego? Moim zdaniem tak. Wystarczy tylko trochę pożyć, zaliczyć dobrych parę dekad peregrynacji na tym świecie. A wtedy, po czterdziestce, po pięćdziesiątce i mocniej zapewne w dalszych latach czujemy tożsamość naszych lat dziecięcych i młodzieńczych z tymi, które aktualnie przeżywamy. Po powiedzmy sześciu dekadach pytamy się: „To tylko tyle? To wszystko, co możesz mi dać, wszechświecie? Nieustanny powrót tego samego, choćby w najbardziej porywających odsłonach?” Dociera wtedy do nas to, że czas jest złudzeniem, że wszechświat serwuje nam wieczny powrót tego samego. Tak więc, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, o tym, że czas nie istnieje dowiadujemy się w miarę upływu czasu. Bo nic się nie zmienia, rodzimy się i umieramy w tej samej chwili. Wszelka różnica jest tylko iluzją, pierwszy i ostatni oddech jest tym samym oddechem, a pomiędzy nimi średnio siedem dekad niczego i wszystkiego.

O zazdrości

Zazdrość, podobnie jak miłość, ma tysiąc imion. Z tych wszystkich powiem tu o jednym. W zazdrości przejawia się najgorsza cecha człowieczeństwa – pragnienie tego, by ktoś inny był tylko taki, jakim my chcemy go widzieć; zazdrość to pragnienie by odebrać mu całkowicie jego indywidualność. Opowiem to ze swojego, męskiego punktu widzenia. Każde ukłucie zazdrości to nic innego jak uświadomienie sobie tego, że ona nie okazała się taka, jak myślałem; to niezgoda na to, że odbiega od mojego wyobrażenia o niej. Tym samym neguję jej osobowość, jej pragnienia i wszystkie zachowania, które wypływają z tego, kim ona jest. Zazdrość to swego rodzaju dysonans poznawczy, gdy nagle okazuje się, że kobieta, którą kocham jest inna niż obraz jaki sobie o niej wytworzyłem. Obraz może i jest piękny, ale ona jest inna i wynikająca stąd dysproporcja objawia się właśnie jako zazdrość. Nic zatem dziwnego, że zazdrość to zwykle śmierć związku.

Tak rozumiana zazdrość wypływa oczywiście z fundamentalnej naiwności, którą żywimy wchodząc w związek. Psychologia nazywa to uczenie projekcją, czyli widzeniem w kochanej osobie tylko naszych pragnień. A ponieważ życie jest procesem obdzierania nas z naiwnych wyobrażeń, to zazdrość mu nieustannie towarzyszy. I ma swoich dwóch towarzyszy, łagodniejszych braci zazdrości – rozczarowanie i przykrość. Rozczarowanie, że ona jest inna niż myślałem. I przykrość, że ona tak mogła postąpić. I tak się toczy ten światek.

O figach





Niedawno wróciłem z wakacji, które spędziłem na pięknej wyspie Hvar. Cóż tu dużo opowiadać – morze, słońce i… przesłodkie figi. Figi nie są owocami – to właściwie odwrócone kwiaty. Wymagają one specyficznego zapylenia, do którego są zdolne tylko osy figowe, o wielkości 1,5 mm i specjalnej budowie ciała, które muszą umrzeć wewnątrz męskiego owocu, aby ów dojrzał, ponieważ figi nie mogą być zapylane przez wiatr ani normalne pszczoły. My jemy owoce żeńskie, chociaż i do nich czasem trafiają osy figowe. Ale figa wytwarza enzym zwany fikainą, który trawi martwą osę, a figa wchłania składniki odżywcze, tworząc dojrzałe owoce i nasiona.

Osy i figi żyją w mutualizmie. Bez fig osy figowe nie mogą się rozmnażać, bez os figi nie będą zapylane. A to znaczy tyle, że gdy znikną osy i figi odejdą w niepamięć. Nie wiem, na którym miejscu gatunkowej listy do wyginięcia w szalejącym obecnie szóstym wymieraniu znajdują się osy figowe, ale kiedyś już fig nie będzie. Wymierają zwierzęta, a z nimi zapylane przez nie owoce. Pozostanie tylko wiersz, ale już nikt nie będzie czuł smaku fig, a być może i nikt nie pozostanie, kto by ten wiersz odczytał…

David Herbert Lawrence: Figa (zmodyfikowane)

W towarzystwie figę trzeba jeść elegancko,

Na cztery części podzielić, trzymając za ogonek,

A potem otworzyć ją, wtedy wygląda jak lśniący, różowy,

wilgotny i miodny kwiat

o czterech ciężkich płatkach.

Następnie odrzuca się skórkę,

Która wygląda jak czterościenny kielich,

Gdy przedtem wnętrze kwiatu wybierzesz wargami.

Ale najprościej

Wgryźć się zębami we wgłębienie i jednym kęsem cały

miąższ wydobyć

Każdy owoc ma swoją tajemnicę.

Figa to bardzo tajemniczy owoc.

Kiedy widzi się jej rosnące pędy, może wydawać się to

symboliczną,

Jakby męską cechą.

Ale gdy się lepiej przyjrzeć, Rzymianom słuszność

przyznamy, to rodzaj żeński.

Cudowne przewodnictwo wilgoci do głębi,

W sobie zawarte,

Ku sobie zwrócone,

Kwitnienie ku wnętrzu pod łona osłoną,

I tylko jeden wylot.

Figa, podkowa, kwiat zgnieciony.

Był sobie kwiat, co kwitł do wnętrza, ku łonu,

A teraz jest owoc jak łono dojrzałe.

Zawsze było tajemnicą.

I tak być powinno, kobieta winna być zawsze tajemnicą.

Zwinięta w sobie i tajemnicza niewypowiedzianie,

Mleczny sok w niej płynie, sok, co ścina mleko w ser,

Sok ten dziwny zapach zostawia na palcach.

Zwinięta w sobie, zamknięta jak mahometanka,

Cała jej nagość pośród ścian, jej rozkwitanie nigdy

niewidoczne,

I tylko ten jeden dostęp wąski, szczelnie przed światłem

osłonięty,

Figo, owocu kobiecej tajemnicy, wewnętrznej i skrytej,

Owocu Śródziemnego Morza, z twą nagością skrytą,

Gdzie wszystko dzieje się w sposób niewidoczny,

kwitnienie,

Zapylanie i owocowanie

We wnętrzu twojego ja, którego oko nie dojrzy tak długo,

Póki nie skończy się owocowanie i, przejrzała, nie

pękniesz, by wyzionąć ducha.

Póki nie wypłynie kropla dojrzałości

I nie przeminie czas.

Utrzymuje więc figa swój sekret dość długo.

Potem eksploduje i widać szkarłat poprzez szczelinę

pęknięcia.

I to jest koniec figi, czas minął.