Stara hinduska parabola przyrównuje nasz umysł do małpy, która skacze z gałęzi na gałąź. Obraz ten doskonale oddaje funkcjonowanie naszego umysłu, co chwila zwracającego uwagę na inny bodziec. Jest to zrozumiałe z ewolucyjnego punktu widzenia – zwracanie uwagi na dominujący bodziec w otoczeniu mogło uchronić przed atakiem drapieżnika lub innym niebezpieczeństwem. Jednak umysł współczesnego człowieka, żyjącego obecnie w miarę bezpiecznym środowisku, nie musi już działać w ten sposób. Wprost przeciwnie, małpi umysł staje się dlań źródłem rozproszenia. Niestety, nieustanne dystrakcje, w które obfituje to bezpieczne w miarę środowisko, są przyczyną braku skupienia i uważności, a co za tym idzie fragmentaryzacji i nieubłaganej zmienności życia. A doświadczanie zmiany jest tym, co buddyzm nazywa cierpieniem.
Jak temu przeciwdziałać? Wykorzystując możliwość kierowania uwagą. Ta zdolność jest czymś, co możemy wypracować. Wystarczy zawsze wtedy, gdy jakiś bodziec – na przykład wizualny – przyciągnie naszą uwagę, zapytać siebie: „Kto patrzy?” Gdy usłyszymy jakiś dźwięk pytamy: „Kto słyszy?” Gdy jakaś myśl zaprzątnie naszą uwagę pytamy: „Kto myśli?”. Tylko i aż tyle, nieustanne zapytywanie o podmiot doznawania. Powtarzanie tej praktyki daje niesamowite skutki. Nagle zauważamy, że nasza małpa się uspokaja, siedzi na jednej gałęzi i patrzy. Już nie skacze od bodźca do bodźca, ale staje się uważnym obserwatorem zjawisk. Wprowadza to do naszego życia spokój i jeśli nawet nie wyzwalamy się z cierpienia, staje się ono mniej dojmujące. Obserwujemy zmiany i akceptujemy je, jak obłoki płynące po niebie.
I, co najważniejsze – nigdy się nie dowiemy czym jest ów „kto”. To nie jest celem tej praktyki. Filozofia jest nieustannym zapytywaniem, a nie tworzeniem gładkich odpowiedzi. Wystarczy pytać. Nic więcej.
