Neurobiolog David Eagelman stosując technikę fMRI przeanalizował aktywność mózgową osób oglądających filmy, na których widoczne były dłonie ludzi nakłuwane igłą. Kiedy nakłuwana była dłoń osoby będącej tego samego wyznania co badany, obszar mózgu odpowiedzialny za reakcję na ból był bardziej aktywny niż wtedy, gdy dłoń należała do osoby innego wyznania. Możemy to zrozumieć – „biją naszych”. Ale nawet gdy grupy tworzono w sposób całkowicie arbitralny, na przykład przez rzut monetą, na chwilę przed rozpoczęciem badania, reakcja mózgu na osobę z „mojej” grupy też była zdecydowanie silniejsza.
Psychologowie wyciągają z takich badań prosty wniosek – jesteśmy mniej empatyczni wobec osób nie należących do naszej grupy, których postrzegamy jako „innych”, choćby kryterium owej „inności” było banalne i wydumane. Uwielbiamy być częścią grupy i konkurować z inną grupą, jak to pokazują liczne eksperymenty z zakresu psychologii społecznej. Plemienność (trybalizm) wydaje się być genetycznie wdrukowana w ludzki umysł. W imię przynależności do grupy jesteśmy gotowi odpuścić sobie osobistą moralność i przestać myśleć samodzielnie, poddając się psychologii „my kontra oni”.
Eksperyment Eagelmana wskazuje na to, że pomimo tego, iż każdy nas jest odrębny, zamknięty we własnej kapsule ze skóry, to na najbardziej podstawowym, nieświadomym poziomie czujemy i stanowimy jedność z innymi ludźmi. To piękne, ale niestety owa jedność ogranicza się do grupy, plemienia, hordy. Czy jednak tak trudno sobie wyobrazić człowieka, który reaguje tak samo bez względu na to, czy ktoś przynależy do jego grupy czy nie? Chyba dopiero o kimś takim można by powiedzieć, że jest w pełni człowiekiem. Egoiczne trwanie w odrębności od innych to podstawowa iluzja ontologiczna, którą dane jest nam przekroczyć tylko w chwilach ekstazy. A wtedy wszechświat staje się naszym przyjacielem (socius), jak pisał William James, czego efektem jest także to, że czujemy każde ukłucie.
