W 1998 roku Matthew Botvinick i Jonathan Cohen, psychiatrzy z uniwersytetu w Pittsburghu, przeprowadzili słynny eksperyment z użyciem gumowej ręki. Badani obserwowali leżącą przed nimi gumową rękę, podczas gdy ich własna była zasłonięta ekranem. Pozostająca na widoku ręka gumowa i ręka rzeczywista na ekranem były jednocześnie dotykane. Okazało się, że w krótkim czasie, nawet jednej minuty, gumowa ręką zaczynała być odczuwana jako własna i badana osoba doznawała kolejnych dotknięć jako odczuwanych w niej. Badacze wykazali w ten sposób, że ludzka świadomość ma wrodzoną tendencję do budowania pewnego obrazu całości swojego ciała, do tworzenia jego wyobrażenia poprzez inkorporowanie wszelkich doznań zmysłowych. Ta tendencja odnosi się także do wszelkich innych cech, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Na ich podstawie budujemy obraz siebie, który nazywamy zwykle ego. Jego istotą jest to, że powstaje wtedy, gdy do obrazu samych siebie włączymy swoje akty poznania samych siebie! Tak zaistniałe ego odpowiada (i jest wyrazem) za nasze poczucie „mojości”: mamy nasze myśli, nasze uczucia, nasze ciało.
Jak dobrze wiemy, zmysły człowieka prezentują tylko bardzo ograniczony wycinek rzeczywistości fizycznej. Funkcjonująca w oparciu o nie świadomość jest bardziej organem selekcji informacji przychodzących ze świata niż jego poznawania. Na tych wąskich podstawach jest budowane naszego ego. Służy ono dobrze przetrwaniu jednostki, ale nie poznaniu tego, jaka jest rzeczywistość, która ją otacza. Ego to druga strona monety, której pierwszą stroną jest obraz świata, jaki tworzy nasza świadomość z tak niepełnych danych. Ego jest sposobem konceptualizacji tego cząstkowego doświadczenia, ale jest też dążnością, by do tego cząstkowego doświadczenia włączać to wszystko, co odnosi się do ciała, jak to pokazuje eksperyment z gumową ręką. Konceptualizacja prowadzi do wytworzenia pojęcia, a pojęcie to coś, co „pojmuje” jakąś treść, to inkorporacja naszego doświadczenia w obręb świadomości, a zatem w bardzo ograniczony sposób. Ego jest takim właśnie pojęciem, centralnym pojęciem, wokół którego grupują się inne pojęcia kształtujące nasz odbiór rzeczywistości. Technicznie można je określić mianem metareprezentacji nadbudowanej na prezentacjach obrazów rzeczywistości w naszym mózgu. Wydaje się, że dążenie do integracji obrazu rzeczywistości, stworzenie całości z mnóstwa odrębnych doznań zmysłowych jest jedną z najważniejszych funkcji naszego umysłu. Jednak to ona właśnie doprowadziła do powstania ego jako fenomenalnego wyrazu owej integracji, który wyodrębnił się od pozostałych treści świadomości, poczynając swe istnienie w pętli samoodniesienia.
Ujmując to w innej metaforyce – ego to swego rodzaju okno, przez które patrzymy na świat, ale którego nie jesteśmy świadomi – ta nieświadomość to właśnie to, co czujemy jako „ja jestem”. Ego to obraz, który nie jest świadom sam siebie jako obrazu. Dlatego poszerzenie świadomość, na przykład w czasie praktyk medytacyjnych, powoduje, iż ego zanika, stając się tylko tym, czym zawsze było: strumieniem wrażeń, jak o tym pisał David Hume. Jawi się wtedy jako jako błąd poznawczy i rozpoznane jako takie odchodzi. Błąd ten ma wszelako swoją podstawę, w której jest dobrze ugruntowany, jest zatem w pewnym sensie błędem nieuniknionym. Podstawą tą jest nasze ciało. Bez nieustannego, trwającego całe życie dopływu bodźców z i za pośrednictwem ciała, ego by nie zaistniało. Spory wpływ na jego powstanie mają też inni ludzie, sami wyposażeni w ego i spoglądający na nas od kołyski jako na ludzi wyposażonych w ego. Relacje społeczne są bowiem silnym czynnikiem współgenerującym ego w jednostce. Jak pisał Arystoteles, jesteśmy zwierzęciem społecznym, a poza wspólnotą polis człowiek jest zwierzęciem albo bogiem.
Czy możliwe jest inne funkcjonowanie świadomości niż to oparte na ego? Co najmniej od czasów Upaniszad na taką możliwość wskazywały rozliczne tradycje duchowe. Rozmaite wybitne jednostki, takie jak Budda, rozpoznawały, że możliwie jest osiągnięcie transegoicznej podmiotowości, świadomości niedualnej, opisywanej w upaniszadzie Mandukja jak stan czwarty (turija). A w naszych czasach C.G. Jung pisał o jaźni, archetypie całości psychicznej, ujmując w tym pojęciu stan dynamicznej jedności świadomości i nieświadomości, relatywizujący ego, przenoszący je z roli podmiotu psychiki do statusu przedmiotu danego świadomości. Ego to niesamowite osiągnięcie ewolucji, musi jednak być przekroczone, gdyż jest tylko ograniczonym ewolucyjnie sposobem na osiągnięcie jedności obrazu świata. W doświadczeniach medytacyjnych i mistycznych zostaje ono zniesione. Nie zanika całkiem, ale zajmuje swoją właściwą pozycję, jako jedno z pojęć pomiędzy innymi pojęciami zaludniającymi nasz umysł.