W 1952 roku C.G. Jung opublikował rozprawę Synchronizität als ein Prinzip akausaler Zusammenhänge, w której podsumował swoje, trwające ponad dwie dekady, rozmyślania i badania nad komplementarną do przyczynowości zasadą wyjaśniania zjawisk, którą nazwał synchronicznością. Być może lepszym tłumaczeniem byłoby słowo „synchronistyczność”, akceptujące zbieżność w czasie dwóch nie powiązanych przyczynowo zdarzeń. Synchroniczność można formalnie zdefiniować jako jednoczesne pojawienie się pewnego stanu psychicznego i jednego lub więcej zewnętrznych zdarzeń, postrzeganych jako sensownie powiązane z tym stanem psychicznym jakiegoś człowieka. Jung pisze: „Na synchroniczność składają się dwa czynniki: a) jakiś nieświadomy obraz pojawia się w świadomości już to bezpośrednio (tj. literalnie), już to pośrednio (w formie symbolu lub sugestii) jako marzenie senne, idea czy przeczucie; b) jakaś obiektywna sytuacja zbiega się z tą treścią.” Mamy tu zatem do czynienia ze zjawiskami, pomiędzy którymi zachodzi znacząca koincydencja, ale które w żaden sposób nie mogą być ze sobą powiązane przepływem energetycznym. Synchroniczność może także obejmować jednoczesne pojawienie się dwóch stanów psychicznych mających podobne znaczenie. Innymi słowy synchroniczność to nic innego jak sensowna koincydencja zjawisk nie powiązanych ze sobą w żaden sposób przyczynowo.
We wspomnianej rozprawie Jung opisuje przypadek młodej pacjentki, której postępy w terapii były zahamowane przez jej nader krytyczny, kartezjański intelekt. W czasie terapii opowiedziała sen, w którym otrzymała złotego egipskiego skarabeusza:„Pewna młoda kobieta, którą leczyłem, miała w krytycznym momencie terapii sen, w którym podarowano jej złotego skarabeusza. Kiedy opowiadała mi ten sen, siedziałem tyłem do zamkniętego okna. Nagle usłyszałem za sobą hałas przypominający łagodne stukanie. Odwróciłem się i zobaczyłem owada, który w locie uderzał z zewnątrz w futrynę okna. Otworzyłem okno i schwytałem go. Stworzonko to stanowiło najbliższą analogie do złotego skarabeusza, jaką można spotkać w naszej strefie geograficznej: był to żuk z rzędu skarabeuszowatych, pospolity złotawiec (Cetonia aurata), który wbrew swym normalnym obyczajom wyraźnie poczuł potrzebę dostania się do ciemnego pokoju w tym szczególnym momencie. Muszę przyznać, że nic podobnego nigdy nie wydarzyło mi się ani przedtem, ani potem, i że sen pacjentki również pozostał czymś niepowtarzalnym w całym moim życiu.”
Jak podkreśla, „niemożliwość” owej sytuacji skruszyła opór jej intelektu i terapia ruszyła dalej. Przykład ten, oprócz tego, że ilustruje zjawisko synchroniczne, jest też przykładem genialnej interwencji terapeutycznej Junga. Wielokrotnie doprowadzał on swych pacjentów do granic ich racjonalnego światopoglądu i pokazywał, jak poszerzenie postrzegania rzeczywistości poza obowiązujący paradygmat naukowy czy filozoficzny może doprowadzać do uleczenia z nerwicy. Zapytajmy teraz, co to znaczy: genialna interwencja terapeutyczna? Czy nie oznacza ona tego, że we właściwym momencie terapeuta wypowiedział właśnie to słowo, uczynił właśnie ten gest, dokładnie takie, jakie były potrzebne i skuteczne dla procesu terapii? Taka interwencja jest zjawiskiem synchronicznym, zbiegiem dwóch nie powiązanych przyczynowo zdarzeń. Bo nie jest tak, że to terapeuta, reagując na sytuację klienta, coś wymyśla przyczynowo, czerpiąc z zasobów swej wiedzy. Nie, najlepsze interwencje to te nieuprzyczynowane, nie zapośredniczone przez wiedzę, wyszkolenie i intelekt.
Jeśli otworzymy się na takie transracjonalne postrzeganie rzeczywistości, możemy rzeczywiście przełamać wiele ograniczeń naszego umysłu. Opowiem, o co mi chodzi. W miejscu, w którym teraz mieszkam, lubię siedzieć sobie wieczorem na balkonie. Wtedy, tak około godziny 21, gromady chrabąszczy, guniaków czerwczyków, nawiedzają moje siedzisko. Pchają się do okna, nie zwracając na nic uwagi. Mają teraz okres godowy i tracą głowę, tak twierdzą entomolodzy. Zatem nic dziwnego nie ma w tym, że jakiś owad zachowuje się dziwnie. Mogę zatem spokojnie przylgnąć do owego wyjaśnienia przyczynowego, tym bardziej, że nie niepokoił mnie żaden sen o skarabeuszu. Zauważyliście, że wyjaśnienia przyczynowe są tak uspokajające, a zdarzenia synchroniczne tak niepokojące? Odnośnie żuka schwytanego przez Junga, nie wiem, w jakiej porze roku ani w jakiej godzinie dnia się garnął do jego ciemnego gabinetu. Zapewne też można by podać jakąś przyczynę jego osobliwego zachowania. Budowanie ciągów przyczyn jest jednak tu nieistotne, nie zajmujemy się bowiem nauką, ale poznaniem duszy. Najważniejsze jest to, że Jung otworzył oko swego umysłu na to całkowicie przypadkowe zdarzenie i wbrew racjonalnym wyjaśnieniom odkrył w nim sens. Tym jest bowiem ostatecznie zjawisko synchroniczności: to kreacja sensu, która dokonuje się dzięki wglądowi umysłu.