Dlaczego nie dowierzam znakom, słowom, pojęciom? Alchemik Gerardus Dorneus pisze: „Poznanie jest rozpuszczeniem wszystkich mniemań co do prawdy”. Pojęcie, bóstwo filozofów, zdaje się zaklinać w sobie prawdę w postaci znaczenia, odnoszącego się do rzeczywistości; nie jest to jednak bezpośredni sposób dotarcia do świata. W ten sposób nie dotrzemy do prawdy. Pojęcia wyrażają pewne collectivum, służąc porozumieniu pomiędzy wyodrębnionymi, obcymi sobie świadomościami. Myśląc pojęciami nie wychodzę poza ustalony obręb wspólnego świata, w pewnym sensie rozmawiam sam ze sobą, potwierdzam siebie jako element kolektywnego świata świadomości, co prowadzi do utożsamienia się z personą.
Inaczej jest z symbolem. Wyłania się on z ciemnych głębin nieświadomości, przy całej swej niejednoznaczności stanowiąc jądro indywidualnego życia; wyrażając jakieś archetypowe praprzeżycie oddaje ducha człowieka doświadczającego tego symbolu. Wizja feniksa jest nieskończenie bardziej „do mnie się odnosząca” niż samo słowo „feniks”. Słowo może działać jako symbol tylko w swej funkcji mantrycznej.
Symbol transformuje, przemienia świadomość, wprowadzając w jej obręb treści dotychczas nieznane; tym samym zmienia „mnie”, wrzucając w samo centrum przeżywanej rzeczywistości, bez różnicy między podmiotem a przedmiotem. Pojęcie pozostawia nietkniętą szybę pomiędzy mną, jako „obiektywnym obserwatorem”, a tym, co ono denotuje. Nie daje ono poznania jednoczącego, pozostawia mnie pustym, niezmienionym. Symbol nie tyle pośredniczy w poznaniu, ile jest samym poznaniem, stanowi substancję doświadczenia przemieniającego, a zatem buduje substancję samej duszy. W poznaniu symbolowym poznający i poznawana zapamiętują się w sobie, zatracają aż do zupełnej niemożliwości rozróżnienia. Tworzą jedność i wychodzą z niej całkowicie odmienieni. To prawdziwe mysterium coniunctionis.
Poznawanie symboliczne to odwieczny taniec oparty na archetypowych motywach, dzięki któremu dusza doznaje przemiany wyprowadzając na światło swej epoki prastare symbole. Odkrywa wtedy, że nie kończy się tuż za granicą skóry, że nie kończy się wraz z rozkładem ciała, że sięga swymi korzeniami samych początków istnienia. W nieskończonym tańcu motywów, w oślepiającym cauda pavonis zjawisk odkrywa s i e b i e. Może nazwie to sensem, a może po prostu życiem.
