Archiwa miesięczne: Październik 2023

O religii i transformacji świadomości

J.M. Reynolds w książce Czarownice i dakinie pisze:„Tantra traktuje świat jako zewnętrzną manifestację wewnętrznej zasady oświecenia, natury Buddy, która od samego początku pozostaje czysta. Świat pojawia się jako nieczysty i przepełniony cierpieniem, ponieważ od zamierzchłej przeszłości nasza wizja jest zniekształcona i zaciemniona – chodzi tu więc głównie o transformację naszej nieczystej karmicznej wizji w czystą świetlistą wizję oświeconej świadomości”. Religia jest obietnicą transformacji tej wizji, transformacji świadomości. Niektóre oferują ją za życia, jak buddyzm, inne dopiero po śmierci, jak chrześcijaństwo. Wszelako zawsze ta obietnica kusi. Jednak by z niej skorzystać konieczne jest wpierw postrzeżenie świata w jego bolesnym aspekcie. Dopóki się łudzimy, póki uważamy że nasze życie jest dobre i przyjemne, żadna przemiana nie jest możliwa.

A przecież nawet zaawansowane praktyki religijne wykorzystujemy po to, by się łudzić, oszukiwać siebie co do prawdziwej natury tego świata, uciekamy na wszystkie możliwe sposoby od transformacji naszej świadomości. Dlaczego tak czynimy? No cóż, czasem nawet rzeczy stare i szacowne dają się ująć w nader krótkich słowach. Tak uczynił Thomas Matus w swej książce Joga i modlitwa jezusowa, gdzie mentalność człowieka religijnego ujął w prostej formule: „Jeśli zdołam pojąć siebie w kategoriach absolutnego, wiecznego systemu, którego jestem częścią, to ostatecznie nic złego nie może mnie spotkać”. Albowiem funkcją każdej religii jest upraszczanie rzeczywistości, sprowadzanie jej do ograniczonych możliwości mentalnych homo sapiens i tym samym czynienie świata „przeżywalnym”. Wbrew roszczeniom religii nie niosą one objawionej prawdy, lecz prawdę czysto pragmatyczną, skrojoną dla potrzeb naszego gatunku. Religie są tylko systemami pocieszania, blokującymi wszelką transformację świadomości.

O miłości i śmierci

Siedemnaście lat temu recenzowałem pracę magisterską, którą napisała pewna studentka filozofii. Zapamiętałem z tej pracy jedno zdanie, dziś już nie wiem, czy pochodziło one od autorki pracy czy być może parafrazowała Wojaczka, któremu praca była poświęcona. Brzmiało ono tak: „Życie przez miłość zużywa się i prowadzi do nieuchronnej śmierci”. Geniusz tych słów mnie zachwycił. Dokładnie tak jest, kochamy, żyjemy, zużywamy się, a potem umieramy. A tym, co zużywa nasze życie jest miłość. Dajemy siebie w miłości innej osobie, przelewamy swoją energię, oferujemy wszystko co mamy, swoje serce kładziemy na dłoni i dajemy je kochanej osobie. Czasem ona odpowie tym samym, czasem nie. Ale miłość polega na dawaniu, na bezinteresownym obdarowywaniu kochanej osoby.

Możemy też kochać życie samo w sobie, i też ta miłość nas zużywa i prowadzi do śmierci. Miłość i śmierć są bowiem w cichej komitywie, są połączone w radosnym splocie jak in i jang w taoizmie, albo też jak eros i thanatos w ponurych dywagacjach Freuda. Wszystko co kochamy pragnie naszej energii i siły życiowej. Dajemy ją zatem i z tego oddania czerpiemy największą przyjemność. Oferujemy swoje serce i jesteśmy gotowi na śmierć. I ta gotowość jest najpiękniejszym przejawem miłości. A Francuzi, zawsze potrafiący wypowiedzieć rzeczy najcięższe z najwyższą lekkością, ustami Ambroise’a Paré twierdzili, że „l’orgasme est une petite mort”.

O wspólnotach ekskluzywnych

Ludzie budują wspólnoty na dwóch podstawowych zasadach. Jedna to przynależność oparta na zasadzie robienia czegoś wspólnie. Druga to przynależność do wspólnoty oparta na zasadzie nie robienia czegoś, co robią inni. Na przykład nie jem mięsa i w każdej sytuacji, otoczony przez mięsożerców, gdy odkrywam w pobliżu wegetarianina, czuję instynktowną wspólnotę z nim.

Nie robienie czegoś wypływa z zakazu, a posłuszeństwo temu zakazowi to prosty i szybki sposób na samookreślenie się i przyłączenie do grupy. Dlatego tak wiele religii narzuca zakazy żywieniowe, gdyż to, czego nie jem definiuje mnie w praktycznie każdej sytuacji społecznej. Albo czego nie piję. To zakaz jest esencją ekskluzywizmu. Nie robię tego, co robią inni, a zatem przynależę do pewnej elity, do grupy wybranych. Jestem czymś lepszym, ponad tymi, którzy nie mają żadnych zakazów i folgują sobie.

Paradoksalnie zatem, bo ego nie lubi zakazów, są one czymś co jest dla ego bardzo ważne. Może ono podnieść swoją wartość, krytykując to, co robią inni i czerpać samozadowolenie z tego, że od czegoś się powstrzymuje. Zakaz jest przy tym czymś, co absolutnie odcina mnie od innej wspólnoty niż moja. Jest źródłem wszelkich podziałów.

Zbyt często słyszałem i czytałem opinie osób, które dobrowolnie poddały się jakiemuś zakazowi, by nie patrzeć krytycznie na taki sposób organizowania się ludzi w grupy. Bijące z ich słów poczucie wyższości jest zaprzeczeniem człowieczeństwa, które opiera się na inkluzywności. Swoją osobistą niechęć do robienia czegoś poszerzają i robią z niej dogmat ideologiczny. Zakładają swój klub wzajemnej adoracji i czerpią stąd siłę do podporządkowania się zakazom.

O pamięci i ego

Najsprytniejszym trickiem Natury tworzącej człowieka było wyposażenie go w pamięć, zapewne po to, by świadomość mogła sycić się poczuciem własnej trwałości. Pamięć daje świadomości surogat trwania, wypełnia lukę powstałą przez nieobecność instynktów, których trwanie jest cykliczne, w kręgu pragnienia i zaspokojenia tworząc świat zwierzęcy. Pamiętać to przedstawiać sobie to, co przeszłe jako istniejące, pamięć jest bowiem swego rodzaju halucynacją, dającą nam blade wizje w modusie przeszłości. Bez tych głęboko ukrytych obrazów nie było by możliwe zaistnienie czegoś takiego jak ego. Ego mówi: „Jestem moją przeszłością, jestem tym, co pamiętam, jestem tym wycinkiem świata, który zachował się w mojej pamięci.” Nie przeczę istnieniu pamięci pojętej jako pozaczasowe, pozaświadome trwanie, jak u Bergsona; przecież dopiero pokłady takiej pamięci oświetlone światłem wiedzy pozwalają mówić o byciu w ogóle. Dla ego wszakże pamięć jest bóstwem, twórcą przeszłości i przyszłości.

Poszukajmy jednak pozytywnej strony istnienia ego. Przeciwstawiając się instynktom dążącym do natychmiastowego zaspokojenia, ego odwleka to zaspokojenie, oscylując na granicy pomiędzy płynącymi z głębi impulsami a rzeczywistością zewnętrzną. Tak rodzi się świadomość, powstając jako instancja równoważąca potęgę popędów. Bez pamięci nie ma ego, nie ma trwałej rzeczywistości świadomościowej. Wprawdzie to pamięć jest podstawą ego, a uczucie pierwotnego oddzielenia i związany z nim lęk odpowiedzialne są za jego powstanie, ale świadomość – w swych szczytowych momentach – jest jedna i stoi poza rozróżnieniem na moje i twoje. Ludzkość jest jednością na początku, w swych ciemnych głębiach i może kiedyś stać się jednością świadomą, co najpierw urzeczywistni się w pojedynczych osobach.

O dzieciach

Parę dni temu mojemu młodemu przyjacielowi urodził się syn. Ma teraz klasyczną parkę, bo jest już ojcem dwuletniej dziewczynki. Niby nic niezwykłego, bo na świecie co dzień rodzi się jakieś trzysta tysięcy dzieci. Jednak dla rodziców to wielkie wydarzenie, a dla samego dziecka największe. Oto rozpoczyna, całkowicie tego nieświadome, swoją podróż przez życie. Kilkadziesiąt lat, pełnych radości i cierpienia, pełnych obietnic odkrycia tego, kim się jest, i pełnych rozczarowań. Narodzone dziecko jest absolutną potencjalnością, pełnią możliwości, niczym młody bóg. Jednak w świecie fizycznym realizują się tylko nieliczne z tych możliwości. Z pierwotnej pełni kształtuje się jedynie ograniczony przez otoczenie człowiek, poddany wpływom rodziców, rówieśników, kultury.

Każdy z nas przeszedł przez ten proces ograniczania. Jesteśmy tym, kim jesteśmy. Zwierzę, w nienaruszonych, naturalnych warunkach środowiskowych staje się sobą. Lew staje się lwem. W przypadku człowieka sprawa nie ma się tak prosto. Od pierwszych lat życia jest mocno programowany przez proces wychowania. To nieuniknione, ale jednak ograniczające. W miarę dorastania w dziecku kształtuje się jednak samoświadomość, która jest zawsze obietnicą tego, że może ono uzyskać wolność i wyzwolić się z ograniczeń, wśród których wzrósł.

Tego właśnie życzę owemu młodemu człowiekowi, który pojawił się na tej niewesołej planecie. Oby wzrósł na samoświadomą istotę, by wykorzystał te kilkadziesiąt lat życia, które być może mu zapewnią biologiczne struktury jego organizmu, do tego, aby w danym mu czasie dowiedział się, po co tu jest. Wszystkiego najlepszego, Jasiu! Jesteś na drodze, której sam nie wybrałeś, ale którą możesz samodzielnie przemierzyć. A rodzicom powiem – dzieci to nie bezduszne automaty, one wiedzą o życiu o wiele więcej niż my wszyscy razem wzięci.