Wszyscy ludzie ponoszą całkowitą porażkę w jednej sferze – jest to sfera relacji między mężczyznami a kobietami. Tu widzimy najwięcej cierpień, niekonsekwencji, złej woli, zależności, niechęci, uporczywych iluzji, infantylizmu. Po prostu ludzie są zbyt mali, by w związku szczerze się zatroszczyć o siebie. Zamiast wzajemnej troski obserwujemy nieustanną falę roszczeń i pretensji, które pojawiają się, gdy tylko minie miesiąc miodowy. Od tego momentu jedno chce usiąść na kolanach drugiego i zaskarbić sobie jego wyłączną troskę. Jednak jest to figura , której nie można zrealizować fizycznie, a tym bardziej psychicznie.
Ani jedno ani drugie nie rozumie, że związek jest po to, by wzajemnie się wspierać i dawać wolność. Zamiast tego uważają, iż ich partner/partnerka to ktoś, kto ma im wynagrodzić wszelkie frustracje dzieciństwa, dać to, czego nie dali rodzice, a w ostatecznej instancji po prostu zbawić. Dlatego związki nie wypalają, z powodu zbyt dużych wymagań, które ostatecznie prowadzą do rozczarowań, nienawiści do samego siebie albo do degustacji płcią przeciwną in toto. A tymczasem ze związku kobiety i mężczyzny rodzi się nowe życie, bez którego cały ten cyrk rozgrywający się na planecie Ziemia nie miałby miejsca.
Czy jednak wzajemna troska jest niemożliwa? Dlaczego nie umiemy tego robić? Najprostsza odpowiedź głosi, że nie jesteśmy do tego zdolni z powodu frustracji podstawowych potrzeb bezpieczeństwa i miłości w dzieciństwie. Jednak obwinianie rodziców nie ma sensu, gdyż oni także doświadczyli takich frustracji od naszych dziadków, a dziadkowie od naszych pradziadków… Bycie rodzicem to nic innego jak ciąg traum i porażek. Możemy przerwać ten łańcuch, jeśli odwołamy się do tego w nas, co nie podlega uwarunkowywaniom sięgającym pokoleń wstecz. Zwykle utożsamiamy się z tymi cechami osobowości, która jest wynikiem naszych starań do zaadoptowania się do warunków panujących w rodzinie. Jest więc ona w dużej mierze wynikiem zapomnienia tego, kim naprawdę jesteśmy. Nie uświadamiamy sobie, że jest w nas coś więcej niż bolesna pamięć przeszłości.
Czym jest to coś więcej w nas, co może nam pomoc? Można to nazwać naszym prawdziwym ja, ale czym ono jest? Tu opowiem o mojej ulubionej metaforze, która mówi, że jest w nas coś niezależnego i wolnego od wszelkich zawirowań, jak centrum cyklonu, które jest zawsze spokojne. Trudno nam uwierzyć, że coś takiego w nas jest, bo na co dzień jesteśmy pogrążeni w chaotycznym wirze naszej cierpiącej duszy. Ale jeśli mamy się wzajemnie troszczyć się o siebie, to nie jest to możliwe bez kontaktu z tym, co nas jest pierwotne i pozaczasowe. Związek, w którym troszczymy się wzajemnie o siebie to związek, który ma swe korzenie w owym centrum cyklonu, gdzie nie sięgają burze małych spraw, a także większych traum. Tylko tam możemy odnaleźć wolność i spokój, bez których tak trudno być ze sobą. Troszczmy się o siebie wzajemnie, dając partnerce/partnerowi warunki do tego, by był sobą.
