Ryszard Kapuściński widział wiele wojen, w wielu różnych krajach całego świata. Nic dziwnego, że jego słowa, zmieszczone w książce Zegar piaskowy, która ukazała się 17 lat po jego śmierci, przyciągnęły moją uwagę: „Co to znaczy – myśleć obrazami wojny? To znaczy widzieć świat w maksymalnym napięciu, w grozie i okrucieństwie. Rzeczywistość wojny to świat skrajnej, manichejskiej redukcji, nieubłaganej eliminacji, która usuwa barwy pośrednie, ograniczając wszystko do ostrego, agresywnego kontrapunktu, do bieli i czerni, do najpierwotniejszej walki dwóch sił – dobra i zła. Nikogo więcej na placu boju! Tylko dobro – a więc my; oraz zło – czyli wszystko to, co nam się sprzeciwia”.
Wojna to nic innego jak okrutny rytuał. To sposób, jaki ludzie wynaleźli, by kanalizować immanentną swej naturze agresję i oswajać konflikty. Wedle antropologów każdy rytuał ma jedno główne zadanie – minimalizować wieloznaczności, które pojawiają się w relacjach społecznych. Dzięki temu rytuały umożliwiają komunikację i ułatwiają współżycie w dużych grupach ludzkich. Czasami jednak są okrutne, jak rytuały inicjacyjne w niektórych społeczeństwach pierwotnych. Z rytuałem inicjacyjnym wojna ma też jeszcze jeden punkt wspólny – po inicjacji i po wojnie nie jest się już się tym samym człowiekiem. Wojna jest sposobem na radzenie sobie rytualnie z najtrudniejszymi emocjami budzonymi przez interakcje w społeczeństwie. Wojna polaryzuje stanowiska i czyni wybory jednoznacznymi – my dobrzy, oni źli. Warto zauważyć, że druga strona też myśli tak samo. Ale to nie jest ważne, nic się nie liczy poza jednym – by mieć rację.
Nie dziwi zatem, że ludzie tak bardzo pragną wojny. James Hillman napisał książkę, którą bardzo polecam, pod znamiennym tytułem A terrible love of war (tytuł polski to Miłość do wojny). Fizycznie grozi ona bólem, cierpieniem, gwałtami, eksterminacją. Nikt tego nie chce. Ale mentalnie wojna jest niezmiernie kusząca. Wielu z tych, którzy przeżyli mówią, że dała im najbardziej nasycone intensywnością doświadczenie ich życia. Właśnie dzięki temu, że oferuje ludziom prostą, jednoznaczną, maksymalnie uproszczoną rytualnie sytuację egzystencjalną, a zatem oferującą najprostszy, dostępny każdemu sens, wojna jest tak atrakcyjna. Nie trzeba samemu decydować, nie trzeba podejmować wyborów, wszystko jest proste i klarowne.
A jak z tym połączymy oczywisty strach przed śmiercią, bo wojna to dziś setki tysięcy młodych mężczyzn zabitych nim osiągnęli zdolność do refleksji, to otrzymamy lekarstwo na bolączki życia – „nieuniknioną konieczność wojny”. Koszta ludzkie są ogromne, współcześnie to miliony ofiar. Niegdyś było nieco inaczej. Ale ludzkość jak dotąd nie wymyśliła lepszego sposobu, jak rytuał wojny, by poradzić sobie ze swoją psychiką na poziomie zbiorowym. Obserwując nasz współczesny świat, widzimy, że wojna wróciła do łask, nawet w obszarach, gdzie mniemano, że już jest niemożliwa. Wojna jest fundamentalnie irracjonalna i dlatego tak dobrze odpowiada absolutnie irracjonalnej, szalonej i nieogarniętej naturze człowieka. Praktycznie całość populacji ludzkiej źle znosi kulturowe ograniczenia i nic dziwnego, że znajduje ulgę w oddaniu się okrutnemu rytuałowi wojny.