„Bo wszelkie pytanie jest wrogiem mimowolnym własnej odpowiedzi”
Bolesław Leśmian, Schadzka
Pytany byłem nieraz czy wierzę w Boga. Uważam to pytanie za jedno z najgorzej postawionych. Proste odpowiedzi – tak albo nie – są niesamowicie płaskie, zamykające wszystko i nie odpowiadające na nic. Bóg raczej nie uprawia logiki zero jedynkowej, to specyfika homo sapiens. A zatem sprawa jest warta pewnego zniuansowania. Po pierwsze, piszę Bóg dużą literą, by podkreślić to, że umysł człowieka zdolny jest ustosunkować do całości, jakkolwiek by ją ujmował. Po drugie, treść pytania zmienia się, mimo tej samej formy, w zależności od tego, kto pyta. Tak więc udzielenie odpowiedzi, na przykład w postaci tekstu, jest bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Spróbuję jednak coś napisać, wiedząc, że większość czytelników – mówiąc łagodnie – pojmie to po swojemu.
Zatem, jak to jest z tą „wiarą” w Boga ? Odpowiem pewnym obrazem, bo moje myślenie to tworzenie obrazów, malowanie słowami. Oto przede mną siedzi mój rozmówca, który właśnie mnie o to zapytał. Widzę jego postać, słyszę głos, odczuwam do pewnego stopnia jego emocje. Jest dla mnie jasne, że poza tymi postrzeżeniami jest ktoś, jego ja, które on odczuwa jako siebie. To ja jest mi niedostępne bezpośrednio, żadnym zmysłem go nie sięgam. Odczuwam jednak, że organizuje ono tą postać, która siedzi przede mną, która mi zadaje pytanie. Że ten człowiek od lat, podobnie jak ja sam, odczuwa coś co nazywa sobą, z czym się utożsamia, a co nie jest tylko jego ciałem. Można powiedzieć, że ciało tego człowieka, jego zachowanie, jest do pewnego stopnia manifestacją jego ja.
Podobnie jest z Bogiem, którego odczytuję ze świata. Mam przed sobą rzeczywistość, mam swoje życie, nad którym po części mogę panować, a po większej części nie. To wszystko, czego doświadczam w świecie, relacje z innymi ludźmi, świat przyrody, stan mojego ciała, tworzy tą rzeczywistość, w której żyję. W tej perspektywie Bóg jest niczym innym jak sposobem organizacji mojego postrzegania tego świata. Nie muszę używać dodatkowych nazw, jak dajmy na to Jezus czy Allah, bo nie jestem człowiekiem, który by się przywiązał do jakiegoś ograniczonego sposobu percepcji rzeczywistości, związanego z jakąś religią. Bóg, o którym tu mówię, jest nieskończenie większy niż wszystkie religie.
Nie muszę zatem „wierzyć” w Boga. Mogę Go doświadczać doświadczając życia w tym świecie, w całym jego pięknie i w przerażającym cierpieniu, w miłości i nienawiści, w życiu i śmierci, we wszystkich przeciwieństwach, które są Jego manifestacją. To nie jest jakiś panteizm albo inny filozoficzny pomysł, wymyślony tylko po to, by obracać nim jak nic nie wartym żetonem. Nie, to coś bardzo konkretnego. Wiem, że Bóg jest sposobem organizacji mojego doświadczenia. Niczym więcej. Nie jest to żaden stworzyciel świata, albo ktoś, do którego miałbym się zwracać w osobistych sprawach. Takie ujęcia Boga zostawmy małym umysłom, zagubionym i pragnącym opieki. Od zawsze takie umysły kształtowały historię religii, ale to nie znaczy, że mają coś w ogóle do powiedzenia w kwestii, o której tu mówimy. Bóg przerasta każdy umysł ludzki, a największą cnotą człowieka jest przyznanie się do tego.
Jeśli Bóg jest dla mnie sposobem organizacji mojego doświadczania świata to nie znaczy, że ja cokolwiek rozumiem. Raczej chodzi mi o te chwile, gdy cały świat zjawisk, tak fascynujący i przerażający, na moment ujawnia się jedynie jako zasłona, poza którą odczuwam coś nieuchwytywalnego. Wtedy nie „wierzę”, ale wiem, że poza wszystkim co jest mi dane, jest coś jeszcze. Takie chwile są bezcenne, są esencją mojego życia, bo w nich doświadczam czegoś przerastającego to wszystko, czym jestem. Tak, Bóg jest tym czymś więcej, nieskończenie więcej niż możemy naszym małym umysłem ogarnąć z rzeczywistości tego świata.

No właśnie. Czy możemy Go doświadczać w tych przeciwieństwach czy raczej właśnie w tym czymś ponad tym wszystkim, w tym nieuchwytywalnym?
PolubieniePolubienie
Pierwsze prowadzi do drugiego. Wiem, to enigmatyczna odpowiedź, ale tego trzeba doświadczyć. Słowa są tu bezradne.
PolubieniePolubienie