Dla starożytnych Greków sny były przesłaniem od bogów. W Iliadzie Agamemnon śni o Nestorze, który mówi mu: „Mnie wysłuchaj bez zwłoki, bo jestem Zeusa posłańcem”. Sny były zatem wyrazem woli wyższych bytów, zwanych bogami. Hermes był określany mianem przewodnika snów. Asklepios pojawiał się w snach chorych penitentów i ogłaszał im, jakie jest lekarstwo na ich dolegliwości. Eurypides nazywa Matkę Ziemię „Matką czarnoskrzydłych snów”. To pokazuje, że często sny kojarzono ze sferą chtoniczną, i z bóstwami, które nią rządziły. Można by wymieniać jeszcze wiele przykładów. Mnie jednak zainteresował jeden.
Ajschylos w Prometeuszu skowanym twierdzi, że Prometeusz był tym, który wynalazł interpretację snów. Tak przynajmniej ujmuje to C.A Meier w swojej książce Healing Dream nad Ritual. To niesamowicie ważna uwaga. Dlaczego? Bo interpretacja snów ma dwie podstawowe odmiany. Jedna chce niejako zbliżyć treść snów do świadomości i w ten sposób nawiązać kontakt z nieświadomością. Druga chce jak najbardziej zbliżyć świadomość do snu, aż do granicy jego rozpuszczenia się w nieświadomości. Mnie bliższa jest pierwsza odmiana, którą możemy tu nazwać prometejską. Drugą możemy dla równowagi nazwać dionizyjską.
Prometeusz jest znany z tego, że wykradł ogień bogom i przekazał go ludziom. Jeśli weźmiemy pod uwagę słowa Ajschylosa, to ogień – będący źródłem światła, a więc świadomości – jest też tym co oświetla ciemne strony nieświadomości, umożliwiając ich poznanie. Interpretujący sny w sposób prometejski niejako „wykrada” zatem ogień ze świata nieświadomości, by doprowadzić do przemiany świadomości. Sny są niby bąble z dna oceanu, jako pięknie nazwał Joseph Campbell, i niosą ze sobą zarówno energię, jaki wiedzę konieczną do połączenia świadomości i nieświadomości.
W dionizyjskim podejściu do snów włączamy je w strumień naszych wizji i skojarzeń, łączymy się z nimi w jak najszerszym obszarze skojarzeń, czy to astrologicznych czy innych. Zanurzamy się w sny i pozwalamy im tworzyć naszą rzeczywistość, czy to prowadząc aktywną imaginację czy stosując jakieś jeszcze bardziej ezoteryczne metody. To podejście zawsze było obecne w ludzkiej kulturze, a nawet dominowało w pracy ze snami. Dziś jednak, przynajmniej moim zdaniem, świadoma postawa powinna zająć właściwe jej miejsce i wypowiedzieć swoje zdanie na temat snów, jako równorzędnych partnerów w dyskusji.
Oczywiście obydwa podejścia w pracy ze snami są komplementarne. W zależności od sytuacji i śniącego można je stosować wymiennie. Jest to dobrze widoczne w podejściu Junga, który interpretował sny po prometejsku, ale w razie potrzeby polecał aktywną imaginację, by głębiej i bezpośrednio odwiedzić świat nieświadomości – chociaż zawsze z zachowaniem świadomej postawy. Pracujmy zatem ze snami, bo to jedna z najbardziej dostępnych metod poznania samego siebie. A czy jest coś ważniejszego w życiu, niż poznanie kim się jest?
