Archiwa miesięczne: Wrzesień 2025

O patologii mentalności religijnej

„Byłem przesycony Charliem. Był dla mnie bogiem. Mógł chcieć ode mnie wszystkiego, nawet życia. I nie byłoby niczym szczególnym, gdybym mu je oddał, bo wiedziałem, że wszystko poza moim ciałem, z jego fizycznością i zwierzęcością, było już i tak we mnie martwe. Moje ego umarło; wszystko co było przejawem ‚ja’ , mnie samego lub tego, co moje, było martwe. Umarła moja osobowość i teraz byłem tylko Charliem, i tylko ten Charlie się liczył”.

To nie wyznanie mistyka. To słowa Texa Watsona, jednego z członków Rodziny Charlesa Mansona, którzy zamordowali siedem osób w sierpniu 1969 roku, w dwóch następujących po sobie morderstwach. Tex uczestniczył w obu z nich. Odsiaduje dożywocie, ale w 1981 roku został pastorem. Czy nas dziwią jego słowa i to, że został pastorem? Mnie nie. Tex zawsze szukał boga, był, jak wielu podobnych mu ludzi, nastawiony na podporządkowanie się i oddanie. To główne cechy osobowości religijnej. Są to osoby, które nie radzą sobie ze swoim życiem. Mają z pewnego punktu widzenia rację, bo życie nas zawsze przerasta. Jednak błądzą, gdy zbyt pochopnie znajdują mniej lub bardziej konkretny przedmiot swego oddania.

Bóg może być pojęty jako potężna siła, która przystępuje do nas i unicestwia nasze egoistyczne zamiary i plany. Ja wolę tą siłę nazywać życiem niż konkretyzować ją w jakieś boskie imiona. Ale Tex i znacząca większość ludzi religijnych pada ofiarą błędu konkretyzacji. Wybierają sobie jakiegoś „boga” – czasem cielesnego, czasem abstrakcyjnego – tylko dlatego, że tak jest skonstruowany ich umysł. Jest to patologia mentalności religijnej. Religia w swej najlepszej postaci powinna być czynnikiem uwalniającym, a wydaniu Texa i innych jest jedynie manifestacją uwarunkowań ograniczonego umysłu. Zamiast transcendencji, czyli kontaktu z czymś, co nas przerasta, mamy do czynienia z żałosnymi próbami w tym kierunku, ograniczonymi do czysto ludzkich uwarunkowań.

Religa ma potężny potencjał transformujący, ma mity, które mogą umożliwić jednostce wyzwolenie się od samej siebie. Jednak ten potencjał zwykle jest nie wykorzystany, tak w 99 procentach osoby religijne traktują religię i jej mity jedynie jako środki do pielęgnacji potrzeb ego. Parafrazując stary dowcip o psychologach, religia może cię wyzwolić, tylko ty musisz tego chcieć. Jednak ego, zwłaszcza to dobrze umoszczone w jakieś religii instytucjonalnej, wie swoje i nie ma ochoty by ustępować. Wprost przeciwnie, robi wszystko by struktury religii wykorzystać do swoich celów. Ego pragnie zbawienia, jest jednak na tyle głupie, że chce je osiągnąć na własnych warunkach.

O sacrum i profanum

W religioznawstwie jest bardzo popularny podział rzeczywistości na dwie sfery: sacrum i profanum. Rozróżnienie między sferą świętą a świecką jest ważne i istotne dla wielu religii. Słowo profanum oznacza „przed świątynią”. Profanum to świat, w którym człowiek zajmuje się swoimi sprawami, wykonując czynności, które nie przyczyniają się do jego zbawienia, gdy załatwia zwykłe codzienne sprawy: zdobywanie jedzenia, zarabianie, rozrywki, budowanie domu, podróże itd.

Bez wątpienia większość naszego życia jest profaniczna. Załatwiamy tysiące spraw, które nie mają najmniejszego wpływu na nasze życie duchowe. Ba, nawet nie wiemy, co to duchowość. W dawnych kulturach sfery sacrum i profanum się przenikały. Polowanie było nie tylko zdobywaniem pożywienia, ale przede wszystkim czynnością opartą o wzorce mityczne. Sacrum i profanum nie były od siebie różne, przenikały się.

Czym jest przenikanie się tych dwóch sfer? Współcześnie możemy podać interpretację psychologiczną. Profanum to świadomość, sacrum to nieświadomość. Praktycznie oznacza to, że zawsze wtedy, gdy w zwykłych czynnościach dnia codziennego odkrywamy coś, co prowadzi do zbawienia duszy, zawsze wtedy dokonuje się połączenie świadomości i nieświadomości. Podam przykład. Dziesiąty ze słynnych obrazów pasterskich zen przedstawia postać, która osiągnęła realizację („zbawienie duszy”) idącą na targowisko, z tykwą pełną wina, rozmawiając z handlarzami i kupującymi. Pełne profanum – i zarazem pełne sacrum. Nie ma żadnego podziału, bo każdy dualizm jest ostatecznie subtelną formą paranoi.

W jedności sacrum i profanum żyli taoiści, dla których każda rzecz i czynność były zarazem codziennością, jak i czymś, w czym urzeczywistniało się tao. Trudno taki sposób życia osiągnąć w naszych czasach, ale czym mamy inną opcję? Tylko życie w jedności obu sfer jest życiem godnym swej nazwy, życiem godnym człowieka.

O Asklepiosie

Kim był Asklepios? Jego postać łączy w sobie elementy kultu herosa i boga. Miał być, jako bóg, synem Apolla i Koronis, córki króla Flegiasa, która zmarła po jego porodzie. Wychował go i nauczył sztuki leczenia centaur Chiron. Jego żoną została Epione (Kojąca ból), z którą miał wiele córek i synów, patronujących rozmaitym obszarom uzdrawiana, na przykład Hygeia (bogini zdrowia) czy Panakea (bogini uniwersalnego lekarstwa). Miał podobno wskrzeszać zmarłych i z tego powodu powodu Zeus uśmiercił go piorunem i zamienił w gwiazdozbiór Wężownika (wąż owijający się wokół jego laski to uniwersalny symbol odrodzenia).

Na wyspie Kos powstał jeden z najważniejszych asklepiejonów, czyli miejsc kultu Asklepiosa i zarazem swego rodzaju starożytny szpital i sanatorium. Ważną praktyką były w asklepiejonach sny inkubacyjne. Chorzy przyjeżdżali na Kos, tam spędzali nawet parę miesięcy i nocami śnili w świętych miejscach, czyli abatonach, czekając na wskazówki od samego Asklepiosa. Co ciekawe, obrzędy inkubacyjne są znane też w innych kulturach, na przykład w kulcie Izydy.

Jednak pobyt w asklepiejonie to nie tylko sen i wskazówki. Eliusz Arystydes mówi, że jego pobyt zaowocował tym, że Asklepios przestawił mu ideał całego jego życia. W ten sposób pobudził jego kreatywność, pomagając mu przeciwstawić się chorobie. Wielomiesięczny pobyt w asklepiejonie był zatem terapią zarówno duszy, jak i ciała. Był to rytuał inicjacyjny, wyprowadzający poza dotychczasowe ja. Bowiem jedyne wyzdrowienie to przerośnięcie swoich problemów, które mają najczęściej źródło w naszej psychice.

Modne dziś podejście holistyczne do uzdrawiania nie jest zatem niczym nowym, po prostu wracamy do najstarszych metod dochodzenia do zdrowia. A dochodzenie do zdrowia to stawanie się całością. W języku psychologii analitycznej to połączenie świadomości z nieświadomością. Na Kos abaton znajduje się na środkowym tarasie, niedaleko ołtarza. To obszar sacrum, miejsce kontaktu z mocami poza tym światem. Tam warto śnić, po to, by stać się całym.

O duchowości i gównie

Przypowieści zen słyną ze swej zwięzłości i kontrowersyjnych sformułowań. Cóż, to jedna z najbardziej radykalnych form duchowości, taka, która nie bierze jeńców. Dobrym przykładem jest wymiana zdań między mnichem a Joshu.

Mnich: Czym jest duchowość?

Joshu: Górą gówna w Czystej Krainie.

Genialne! Szukając duchowości szukamy czystości, dobra, piękna, dobroci. Któż mógłby zapragnąć góry gówna w tak pięknej krainie? Nie wiem czy te słowa są autentyczną wypowiedzią Joshu, bo znalazłem je w internecie, na stronie pewnego bardzo podejrzanego osobnika. Tchną jednak taką absolutną autentycznością, że nie mogłem się oprzeć pokusie ich przytoczenia.

A zatem, jak to jest z duchowością i gównem? Oto próbka zaczerpnięta z internetu:

„Bo prawdziwe JA nie musi, nie potrzebuje i nie boi się, że nie wytrzyma. Prawdziwe JA słucha, obejmuje, daje przestrzeń. Z tego miejsca możesz podejmować decyzję – iść za tym, co się pojawia, czy się zatrzymać… nie z przymusu, ale z miejsca wolności.”

Zaiste, boskie, wyperfumowane gówno, nieprawdaż? Przykłady mógłbym mnożyć w tysiące. Oprócz takiego bełkotu jest też coś co nazywam duchowością książki kucharskiej: „Zrób, potem to, a następnie to i osiągniesz właściwe, pożądane efekty. Wiem o tym, bo tak napisano w książkach i mi powiedziano na webinarach”.

To ja już wolę wrócić do koanów zen, dziwnych taoistycznych tekstów Czuang-tsy i chwilowych wglądów wielkich pisarzy i filozofów. Joshu naśmiewa się z tych, którzy w Sukhavati (Czysta Kraina, Zachodni Raj) widzą prostą ścieżkę do wyzwolenia z cierpienia. Nie ma łatwych, prostych ścieżek. Jest tylko twoja ścieżka. A ta jest najtrudniejsza.