„Byłem przesycony Charliem. Był dla mnie bogiem. Mógł chcieć ode mnie wszystkiego, nawet życia. I nie byłoby niczym szczególnym, gdybym mu je oddał, bo wiedziałem, że wszystko poza moim ciałem, z jego fizycznością i zwierzęcością, było już i tak we mnie martwe. Moje ego umarło; wszystko co było przejawem ‚ja’ , mnie samego lub tego, co moje, było martwe. Umarła moja osobowość i teraz byłem tylko Charliem, i tylko ten Charlie się liczył”.
To nie wyznanie mistyka. To słowa Texa Watsona, jednego z członków Rodziny Charlesa Mansona, którzy zamordowali siedem osób w sierpniu 1969 roku, w dwóch następujących po sobie morderstwach. Tex uczestniczył w obu z nich. Odsiaduje dożywocie, ale w 1981 roku został pastorem. Czy nas dziwią jego słowa i to, że został pastorem? Mnie nie. Tex zawsze szukał boga, był, jak wielu podobnych mu ludzi, nastawiony na podporządkowanie się i oddanie. To główne cechy osobowości religijnej. Są to osoby, które nie radzą sobie ze swoim życiem. Mają z pewnego punktu widzenia rację, bo życie nas zawsze przerasta. Jednak błądzą, gdy zbyt pochopnie znajdują mniej lub bardziej konkretny przedmiot swego oddania.
Bóg może być pojęty jako potężna siła, która przystępuje do nas i unicestwia nasze egoistyczne zamiary i plany. Ja wolę tą siłę nazywać życiem niż konkretyzować ją w jakieś boskie imiona. Ale Tex i znacząca większość ludzi religijnych pada ofiarą błędu konkretyzacji. Wybierają sobie jakiegoś „boga” – czasem cielesnego, czasem abstrakcyjnego – tylko dlatego, że tak jest skonstruowany ich umysł. Jest to patologia mentalności religijnej. Religia w swej najlepszej postaci powinna być czynnikiem uwalniającym, a wydaniu Texa i innych jest jedynie manifestacją uwarunkowań ograniczonego umysłu. Zamiast transcendencji, czyli kontaktu z czymś, co nas przerasta, mamy do czynienia z żałosnymi próbami w tym kierunku, ograniczonymi do czysto ludzkich uwarunkowań.
Religa ma potężny potencjał transformujący, ma mity, które mogą umożliwić jednostce wyzwolenie się od samej siebie. Jednak ten potencjał zwykle jest nie wykorzystany, tak w 99 procentach osoby religijne traktują religię i jej mity jedynie jako środki do pielęgnacji potrzeb ego. Parafrazując stary dowcip o psychologach, religia może cię wyzwolić, tylko ty musisz tego chcieć. Jednak ego, zwłaszcza to dobrze umoszczone w jakieś religii instytucjonalnej, wie swoje i nie ma ochoty by ustępować. Wprost przeciwnie, robi wszystko by struktury religii wykorzystać do swoich celów. Ego pragnie zbawienia, jest jednak na tyle głupie, że chce je osiągnąć na własnych warunkach.
