Wielkie religie pysznią się posiadaniem prawdy objawionej. Przyciągają rzesze ludzi mnóstwem wspaniałych obietnic. Nie przeszkadza im, że inna, równie wielka religia, daje trochę odmienne obietnice – wszak w grę wchodzi tu ewolucyjna rywalizacja o przetrwanie, w której ten, kto lepiej obieca, wygra. Zapytajmy jednak, do czego sprowadza się ostatecznie każda obietnica dawana przez religię, co najbardziej kusi ludzi o religijnym usposobieniu? Obietnica ta brzmi: „Jeśli pojmiesz siebie w kategoriach jakiegoś absolutnego systemu, jeśli staniesz się jego częścią, to już nic złego nie może cię spotkać”. Przylgnięcie do tej obietnicy czyni życie jasnym i prostym, a jej beneficjent czuje się zaszczycony, gdyż wydaje mu się, że dysponuje uprzywilejowanym dostępem do wiedzy o rzeczywistości. Najwyższą iluzją jest jednak mniemanie wyznawcy, że jego system religijny wyjaśnia także ostatecznie to, kim on sam naprawdę jest. Funkcją każdej religii jest bowiem wyłącznie upraszczanie rzeczywistości, kodowanie jej stosownie do ograniczonych możliwości mentalnych Homo sapiens i tym samym czynienie świata „przeżywalnym”. To ultymatywna obietnica, najwyższe pocieszenie. Wbrew roszczeniom religii nie niosą one żadnej objawionej prawdy, jedynie prawdę czysto pragmatyczną, skrojoną na miarę potrzeb naszego gatunku. To prawda, dzięki której ludzie mogą przetrwać.
