Właśnie przeczytałem, że 1/3 mieszkańców USA gotowa jest szukać lepszego życia poza swoim krajem. O wiele większy procent Polaków również przemyśliwuje, by dołączyć do tych ponad 2 milionów rodaków, którzy już wyjechali. Emigranci z Afryki nie myślą, tylko płyną dziesiątkami tysięcy przez Morze Śródziemne. Każdy chce wyjechać, licząc, że dobre życie jest hen gdzieś tam. Ci, których nie stać na odwagę – albo rozpacz – wyjazdu na stałe, fundują sobie wakacje, by przeżyć choćby dwa tygodnie dobrego życia w egzotycznym kurorcie. Notabene, dziś taki wyjazd to akt patriotyczny, gdyż zawsze można natknąć się na sfrustrowanego islamistę, który zaoferuje nam wyjazd na stałe w zaświaty. Jeśli jest miły, zaoferuje swoje towarzystwo w doświadczaniu takiej ultymatywnej roz-rywki – to islamska wersja wyjeżdżania, mająca w swej perspektywie wieczny kurort zwany rajem. Dzięki wakacyjnym wyjazdom funkcjonuje gospodarka takiego dalekiego kraju, a i turyści po powrocie będą mogli z nową energią rzucić się w objęcia żarn gospodarki w Polsce i dać się im przemielić. W sumie, świat się kręci dzięki wszelkim formom wyjazdów, a dzisiejszy człowiek może o sobie powiedzieć: „Wyjeżdżam, więc jestem”. Mnie to nie dziwi, przecież zaczynaliśmy jako Homo sapiens od bycia nomadami. Mój pesymizm podpowiada mi jednak, że zapewne także skończymy jako nomadzi, poszukujący miejsca do życia na Ziemi niszczonej przez cywilizację przemysłową i ogarniętej kryzysem ekologicznym. Ziemia jest kulą o ograniczonej powierzchni, na której coraz większa liczba ludzi będzie szukać miejsca do życia. Będziemy wyjeżdżać, nie po to jednak, aby szukać pracy czy wypoczynku, lecz goniąc za rzeczami najbardziej podstawowymi – za pożywieniem i wodą. Gdy patrzę na dziecko w wózku widzę w nim takiego przyszłego emigranta-nomadę.
