O miłości i polityce

Znałem kiedyś pewną kobietę, która darzyła miłością. Jej miłość była wzniosła, bo polityczna i dotyczyła pryncypiów. Najpierw darzyła miłością, z pełni obfitości swego serca, Janusza Palikota. Jednak jego – nomen omen – ruchy polityczne spowodowały, iż miłość owa wypłowiała i odeszła w zapomnienie. Wtedy zapalała miłością do innego Janusza, Janusza Korwin-Mikke, dojrzałego wiekiem rycerza walczącego z systemem, ba, z samym smokiem Unii Europejskiej. Gdy jednak okazało się, że Janusza drugiego potyczki na kopie w Brukseli spełzły na niczym, a ona sam stał się ostatnio sławny z usztywniania tylko swej prawej ręki, miłość ta także odpłynęła i sczezła. Nie koniec to jednak zapewne owej historii. Pojawił się bowiem oto nowy obiekt miłości – to sam Paweł Kukiz. I znowuż miłość, jak mniemam, wybuchnie pełnym rozkwitem, serce w piersiach załomoce, a mózg wyssie nagrane na koncertach słowa ukochanego. Miłość jest wieczna, obiekty przemijające.