O uprzedmiotowieniu człowieka

W dyskusjach i głupawych kłótniach wokół in vitro pojawia się ze strony mentalności katolickiej nader specyficzny argument, wedle którego to in vitro uprzedmiotawia człowieka, odbiera mu godność osoby ludzkiej na fundamentalnym poziomie, który nie wiadomo dlaczego jest tu utożsamiany z poziomem zarodka. Larum jest podnoszone okrutne – bo zarodki są zamrażane, bo nie ze wszystkich powstanie dziecko, bo są przedmiotem manipulacji technicznej itd. itd. A tymczasem prawdziwym uprzedmiotowieniem człowieka jest głoszona przez te środowiska zasada, którą można ująć krótko: każdy zarodek się liczy, każdy zarodek jest święty. Funkcjonuje ona też oczywiście we wszystkich innych dyskusjach dotyczących aborcji i podobnych wokółmacicznych spraw, które tak bardzo interesują dziś kręgi wyznaniowe. Ta zasada, w swym dogmatycznym uniwersalizmie, służy jednak tylko uprzedmiotowieniu kobiety. Czy zarodek jest owocem gwałtu, czy ma wadę rozwojową uniemożliwiającą życie po narodzinach, czy ciąża zagraża życiu matki – ródź, nic innego się nie liczy! To prawdziwie mistrzowska manipulacja, gdyż udając, że chroni się bezbronne zarodki, gwałci się sumienia dorosłych ludzi, uprzedmiotawia się ich, a nawet dąży do penalizacji ich wyborów moralnych, co jest już patologią. W tej rozmowie możemy usłyszeć w czystej postaci instytucjonalny bełkot przedstawiciela KK, M. Dzieduszyckiego: http://www.tvn24.pl/tak-jest,39,m/kosciol-zakazuje-in-vitro,562758.html