O tym, co dała mi filozofia

Wiele osób zadawało mi pytanie o to, co dała mi filozofia. Ponieważ nie było to pytanie o to, co daje filozofia w ogóle, mogę na nie zatem odpowiedzieć bardziej osobiście. Uniknę w ten sposób powtarzania wytartych już do cna komunałów o „krytycznym myśleniu” czy „umiejętności rozwiązywania problemów”. Dała mi jedną małą, acz ważną rzecz – zmysł obserwacji, zdolność innego spojrzenia. Przypatruję się ludziom, zdarzeniom, sytuacjom, obserwuję sam siebie i po prostu zauważam to, co innym unika. Ludzie pędzą życie w całkowitej nieuwadze, gnając gdzieś do przodu, popadając w konflikty, nie dostrzegając tego, co mają przed nosem, gubiąc rzeczy (albo i dzieci). Ich umysły są rozproszone, pogrążone całkowicie w chaotycznych myślach, co powoduje, że ich zmysły są ślepe. Studiowanie filozofii wymaga skupienia, pomaga się skoncentrować i rozproszenie mojego umysłu nie wpływa już tak silnie na to, co widzę. To dała mi filozofia – w zwykłych sytuacjach, na zakupach, w drodze do pracy, na spacerze jestem trochę bardziej uważny. Wiem, potocznie filozof kojarzy się z typem oderwanym od rzeczywistości, bełkoczącym pod nosem coś o Heideggerze, rozedrganym jak Žižek. Ale tu mówię tylko o sobie i o takiej filozofii, która pozwala być bliżej rzeczywistości. Jeśli właściwie uprawiasz filozofię, nie znajdziesz się w gronie pretendentów do nagrody Darwina.