O politykach i ich owcach

Dzisiaj dzień zombie. Żywe trupy otrzymają ożywcze głosy. Dzięki owczym zapędom ponad połowy wyborców ponownie setki zombie zasiądzie w sejmie. Będą oni posłuszni swym szefom, którzy pretendują do miana polityków. Narzekamy często na język, jakim posługują się politycy, na to, jak za pomocą słów naginają rzeczywistość, jakby była bambusowym kijkiem. Zapominamy jednak, że dzisiaj polityków nie wybieramy, by rządzili, wybieramy ich tylko po to, by swoimi słowami hipnotyzowali masy. Podobnie jak rodzice przez długie lata wychowywania swoich dzieci mają sposobność, by nieustannym potokiem słów sformatować ich umysły, podobnie politycy swoimi słowami podtrzymują ulubiony trans swoich wyborców. Owce uwielbiają pozostawać w transie. Nic lepiej hipnotyzuje umysłów owcowyborców, jak wypowiedzi polityków, które nie tyle zaklinają rzeczywistość, ile ją całkowicie deformują. Ci, którzy dzisiaj zyskają władzę w Polsce mają swój niezaprzeczalny dorobek w tej dziedzinie, którego jednak nie mam zamiaru tu przypominać. Wspomnę jedynie, że polscy politycy mają wielkich i znamienitszych od siebie poprzedników w werbalnym glajchszaltowaniu umysłów. Oto dwa przykłady takowej czarownej nowomowy. Cesarz Hirohito w sierpniu 1945 roku, po Hiroszimie i Nagasaki, powiedział: „Sytuacja wojenna rozwinęła się niekoniecznie na korzyść Japonii”. Natomiast Winston Churchill po tym, jak mocarstwa uzyskały broń termojądrową wypowiedział równie intrygujące słowa: „Może się to wydawać zaskakujące, ale powszechność potencjalnego zniszczenia, moim zdaniem, powinna w nas budzić nadzieję, a nawet ufność”. Słuchanie takich słów jest równie radosne jak konsumowanie odpadków. Dbajmy zatem o swój smak. Jedzmy marchewkę.