O kolapsie cywilizacji, z akcentem osobistym

W Paryżu trwa szczyt klimatyczny. Jest on kolejną próbą zaradzenia negatywnym wpływom, jakie cywilizacja przemysłowa wywiera na naszą planetę. Wszystko przemawia za tym, że tak jak na wszystkich poprzednich szczytach zostaną podjęte podniosłe rezolucje, które nigdy nie będą zrealizowane. Globalne ocieplenie będzie postępowało, gdyż jest ono wynikiem rakowatego wzrostu naszej cywilizacji, konsumującej paliwa kopalne i zasoby w tempie wykładniczym. Nic nie zapowiada, by nastawiona na maksymalizację zysku gospodarka planetarna zeszła ze swego kursu, którego utrzymywanie grozi kolapsem cywilizacji, zapowiadanym już w 1992 roku w książce „Przekraczanie granic” D.H i D.L. Meadowsów. Czytałem jej polskie wydanie w 1995 roku i byłem pod wrażeniem prognoz, zilustrowanych wieloma wykresami, które przedstawiały mniej lub bardziej gwałtowne załamanie się naszej cywilizacji około roku 2040. Pamiętam, jak pod koniec lat dziewięćdziesiątych siedzieliśmy z profesorem Andrzejem Wiercińskim, promotorem mojej pracy doktorskiej i wieloletnim mentorem, w restauracji dworcowej w Krakowie. Jedna z dwu towarzyszących nam osób zapytała profesora Wiercińskiego jak zapatruje się na prognozy upadku cywilizacji po 2040 roku. Wierciński odpowiedział, że gdyby dożył czasów, w których nasza cywilizacja zaczęła by się chylić ku upadkowi, to byłby zadowolony – zadowolony z tego, że model się sprawdził. Profesorowi, zmarłemu w 2003 roku, nie dane było dożyć tych czasów i uzyskać owej podstawowej satysfakcji poznawczej naukowca. Obecnie Daniel Meadows zapowiada, że kryzys może przyjść wcześniej, już około roku 2030, a kluczowe dla jego prognoz będą lata 2015- 2020. Jeśli nic nie zrobimy w ciągu tych ostatnich lat sprawdzą się niekorzystne dla planety prognozy. W świetle tych hipotez z pewną niecierpliwością i podniecającym dreszczem zastanawiam się, czy to może mnie spotka satysfakcja ujrzenia jak model opracowany przez Meadowsów i wielu innych badaczy ulega weryfikacji.