W pewnej książce kiedyś wyczytałem – nie wiem czy to prawda, bo na koniach się nie znam – że konie na pastwisku instynktownie stają tak, że ogon jednego znajduje się w pobliżu łba drugiego. W ten sposób opędzają się od much. W nocy opierają głowę na kłębie towarzysza. Właśnie tak powinno wyglądać spokojne odwzajemnianie uczuć. Tak kochają konie, posłuszne swoim instynktom, które człowiek zatracił. Według Junga esencją nerwicy jest właśnie utrata instynktów, najboleśniej widoczna w powszechnej niemożności kochania. Miłość to wykraczanie poza swój osobisty interes, poza swoje ego. Każdy związek to szansa na urzeczywistnienie tego przekroczenia. Zwykle ją jednak marnujemy, troszcząc się bardziej o siebie, niż o wspólnotę z partnerem. Niby jesteśmy świadomi tego, że nic poza miłością się nie liczy, ale kochanie nam koślawo wychodzi. Bo kochanie osadzone jest w glebie naszych instynktów, aktem woli nic tu nie wskóramy. Nic dziwnego, że tak niewielu ludzi czerpie radość z przebywania na zalanej słońcem łące tego życia…
O miłości
Dodaj komentarz
