O nacjonalizmie napisano już tyle, że na pewno nic nowego nie dodam jednym wpisem, ale mogę zaoferować nową metaforę. Nacjonalizm przypomina mi bowiem taką bejsbolową magiczną pałeczkę, która ma nie tylko niezwykłą nazwę, ale i niezwykłą magiczną moc. Jest to moc przekształcania tego, co powszechne w to, co partykularne. Interes ogółu przekształca ona w interes grupy, prawdę transformuje w postprawdę, z religii uniwersalnej czyni religię plemienną, a człowieka przemienia w członka narodu. Ta magiczna moc wywodzi się z podstawowego pragnienia każdego nacjonalisty, pragnienia bycia wielkim. Bo on sam, cóż, czując się taki partykularny, nieznaczący i malutki szuka tej wielkości w czymś poza sobą. Odkrywa ową upragnioną wielkość w państwie narodowym, czy właściwie plemiennym. Dalej nie sięga, gdyż wyobrażenie odpowiednio dużego – ale nie za dużego – plemienia wysyca wszelkie jego wielkościowe potrzeby. Marsze, manifestacje, zgromadzenia, wojny i pogromy to jego żywioł. Bierze on zatem w dłoń bejsbolową magiczną pałeczkę i rusza na ulice, by przykrawać rzeczywistość do swoich wyobrażeń. Warto zatem uważać w czasie spaceru po mieście, bo jeśli napotkamy typa z magiczną bejsbolową pałeczką, możemy zostać poddani bolesnemu zabiegowi partykularyzacji.
O magicznej pałeczce
Dodaj komentarz
