Ostatnio przypomniałem sobie parę filmów Wernera Herzoga. Zarówno tych fabularnych, jak na przykład „Aguirre, gniew boży” czy „Fitzcarraldo”, jak i tych dokumentalnych, jak „Grizzly man” czy „Spotkania na krańcach świata”. Ogólna moja refleksja po tych kilku seansach jest taka – nikt lepiej niż Herzog nie pokazuje w swoich filmach fundamentalnego szaleństwa gatunku ludzkiego i wręcz genetycznego bezsensu egzystencji człowieczej. Jego bohaterowie, ci fabularni i ci realni, są wspaniałymi egzemplifikacjami człowieczej patologii, są dziwakami, wyrzutkami, samotnikami, są zamknięci w swoich własnych światach, kreowanych przez ich psychikę. Nikt z nich tak naprawdę nie umie się odnaleźć w świecie społecznym, wszyscy są wyobcowani. Są zatem idiotami w źródłowym sensie tego słowa, które wywodzi się z greckiego przymiotnika „ídios” oznaczającego „swój własny, osobny, prywatny”. Film Herzoga „Zagadka Kaspara Hausera” nosił pierwotnie tytuł, pojawiający się zresztą na ekranie, który dokładnie oddaje ów źródłowy idiotyzm ludzkiej egzystencji: „Każdy za siebie, a Bóg przeciw wszystkim”. Nie znam słów bardziej zwięźle oddających kondycję człowieka. Zatem, panie i panowie, oglądajmy filmy Herzoga, bo to kształcące doświadczenie, acz do cna dołujące.
O człowieku wedle Herzoga
Dodaj komentarz
