Zmiany dzielimy na dwa podstawowe rodzaje: te, których pożądamy i te, których nie chcemy. Tymi pierwszymi nie będziemy się tu zajmować. Modelem dla tych drugich są etapy radzenia sobie ze śmiercią, opisane przez Elisabeth Kübler-Ross. Dobrze znamy kolejne fazy tego procesu, ale przypomnę je krótko: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. To oczywiście idealny model, ale może posłużyć do zrozumienia tego, co dzieje się w umyśle postawionym w obliczu wszelkich niechcianych zmian. A teraz do rzeczy. Ostatni mój wpis na blogu zakończyłem wymieniem tych etapów, odnosząc je do ludzkości postawionej wobec ostatecznego zagrożenia związanego z globalnym ociepleniem i całością zmian wobec których obecnie stoimy, a których bez wątpienia nie chcemy. Nie wymieniłem tylko etapu targowania się, gdyż w perspektywie globalnej nie ma się już za bardzo o co się targować. Alea iacta est. Chciałbym teraz tylko zwrócić uwagę na ostatni etap, który nosi piękną nazwę: akceptacja. Niestety w kontekście ekstynkcji gatunku ludzkiego nie niesie ona ze sobą żadnych pozytywnych znaczeń, jest co najwyżej prostym aktem uświadomienia sobie tego, co nieuniknione. Świadomość, w postaci którą tak pyszni się homo sapiens, jest wyjściowo aktem negacji. Dlatego tak trudno człowiekowi cokolwiek zaakceptować, a szczególnie to, co nieuchronnie przynosi ze sobą życie, czyli śmierć. Każdy staje wcześniej lub później wobec nieuchronności swojej własnej śmierci, ale śmierć gatunku to całkowita abstrakcja – która obecnie się ziszcza. Nie dziwię się zatem, że mamy do czynienia z powszechnym gwałtownym zaprzeczaniem, gniewem i depresją. Jednak czas już najwyższy na akceptację, pozbawione wszelkich iluzji ujrzenie tego, co zrobiliśmy.
O akceptacji zmiany
Dodaj komentarz
