Od pierwszego listopada minęły dwa dni. Jednak, jak to mówi stare przysłowie, cień śmierci sięga daleko. Czy zatem w te dni może być coś lepszego od powrotu do lektury znakomitej książki Ernsta Beckera Zaprzeczanie śmierci? Czytałem ją dokładnie dwa lata temu. Jej główna teza brzmi: „Podstawą motywacji ludzkiego zachowania jest nasza biologiczna potrzeba kontrolowania źródła naszego podstawowego niepokoju, przejawiająca się w zaprzeczaniu śmierci”. Tę biologiczną potrzebę człowiek zaspakaja tworząc kulturę. Cała kultura, wszystkie sposoby życia ludzkiego są w swej zasadniczej części protestem przeciwko naturalnej rzeczywistości śmierci, są zaprzeczeniem prawdy kondycji ludzkiej, próbą zapomnienia o tym, czym jest człowiek jako gatunek zwierzęcy. To dzięki kulturze człowiek wykrawa posłuszny dla siebie świat. To ona pozwala mu osiągać władzę nad konkretnymi osobami, jak i nakazami kulturowymi; w rezultacie zaczyna istnieć w wyobrażonej niezawodności świata wokół niego. Jednak kulturowe wyobrażenia okazują się być tylko sztafażem, a nawet najbardziej optymistycznie nastawione osoby dręczy obraz śmierci, o którym tak pisał William James: „W głębi takiego człowieka znajdziemy coś złego, coś co przypomina mu się i podczas uczty jawi się szczerzącą zęby trupią głową”.
Dobrym przykładem owych żałosnych starań czynionych po to, by oswoić śmierć są listopadowe wizyty Polaków na grobach. Boimy się śmierci coraz bardziej, o czym świadczą rosnące rozmiary i ilość zniczy. Staramy się uspokoić czyszcząc groby, bo cmentarz to kulturowy obszar pamięci i wszelka dzikość, choćby w postaci malutkich kępek trawy wyrastających tuż obok grobu, to dla nas oznaka zapomnienia, czyli śmierci wtórej, kulturowej. Pancerne, marmurowe bloki grobów są jeszcze doskonalszym wyrazem lęku przed śmiercią. Boimy się rozpuszczenia w przyrodzie i zniknięcia w przestrzeni poza kulturą. Odgradzamy się od wszystkiego co przypomina nam o nieuchronności śmierci. Mnie wszelako podoba się pomysł, by po śmierci me prochy dały początek jakiemuś drzewu. Są one naturalnym nawozem i zamknięte w biodegradowalnej kapsule razem z nasionami stworzą coś pięknego i – co najważniejsze – żywego. Nie możemy zzuć z siebie kultury i stać się zwierzęciem, ale możemy mniej oddzielać się od natury, a tym samym mniej bać się śmierci.

„Mnie wszelako podoba się pomysł, by po śmierci me prochy dały początek jakiemuś drzewu.” Mi też.
PolubieniePolubienie
Ja chciałbym, aby mnie spalono, a prochy rozsypano na wiatr.
PolubieniePolubienie