O archetypowym podłożu paniki

Tym, co najbardziej zagraża człowiekowi jest jego własna psychika. I to nie ta świadoma, indywidualna, ile bardziej nieświadomy aspekt psyche. Jung nazywał to nieświadomością zbiorową, na którą składają się instynkty i archetypy. Obecna panika dotycząca koronawirusa ma wyraźne podłoże archetypowe. Czym jest archetyp? To wiązka ponadindywidualnych skojarzeń wpływających na funkcjonowanie umysłu i powodująca silne reakcje emocjonalne. Wszystkie sytuacje istotne dla życia człowieka mają swoje wzorce archetypowe. Możemy więc mówić także o archetypie zarażenia, czyli o systemie skojarzeń dotyczących wszelkich zakażeń, powstałymi poprzez kontakt z substancjami takimi jak na przykład martwe czy chore ciało, albo w sytuacji zarazy. Archetyp ten konsteluje się w naszej świadomości wtedy, gdy pojawi się określony zestaw czynników. Po pierwsze, źródło zakażenia nie musi być widoczne, wystarczy „morowe powietrze”. Wszelkiego rodzaju wirusy doskonale spełniają ten warunek. Po drugie nawet ograniczony i krótkotrwały kontakt z czynnikiem zarażającym naraża na pełne ryzyko zakażenia. Innymi słowy, nie ma związku pomiędzy dawką a skutkiem. Musimy więc unikać wszelkich kontaktów, zgodnie z hasłem „zostań w domu”. Po trzecie, to co szkodzi nie traci swoich właściwości przez rozcieńczenie. Zatem nawet minimalne zetknięcie się z czynnikiem zarażającym jest groźne. Po czwarte, wszelki kontakt z substancją szkodliwą daje negatywne skutki, chociaż najgorsze skojarzenia rodzi myśl o jego połknięciu. Dlatego nie możemy dotykać twarzy, ani innych ludzi.

Ten archetypowy system skojarzeniowy w pełni manifestuje się w obecnej sytuacji. Okazuje się, że zalecenia epidemiologów w pełni pokrywają się z tym, co możemy nazwać archetypową psychologią wstrętu. Czy mogą zatem dziwić emocjonalne zachowania jednostek i irracjonalne zachowania rządów? W sytuacji pandemii włączają się wzorce archetypowe. Racjonalne argumenty idą w odstawkę. Pojawiają się rozmaite teorie spiskowe i bzdurne pseudointelektualne ruminacje zalewające media społecznościowe. Bardziej zagrażające są jednak emocjonalne reakcje, oparte głównie na strachu. Jakże łatwo utrzymywanie dystansu od innych może przerodzić się w nienawiść do innego. Staje się on wtedy kimś, na kogo projektujemy największe zło, staje się nośnikiem śmierci. Projektujemy na niego nasz cień. Wszystkie projekcje zaciemniają obraz innych ludzi, zniekształcają ich obiektywny ogląd, a przez to psują wszelką możliwość szczerych, ludzkich relacji. Inny staje się w ten sposób kozłem ofiarnym, którego obciążamy tym wszystkim, czego sami nie chcemy znieść. Zakończę symptomatycznym cytatem z Junga: „Rzeczywiście sądzimy, że możemy pochlebiać sobie, iż osiągnęliśmy już te szczyty jasności, bo wyobrażamy sobie, że tego rodzaju widma bogów pozostawiliśmy daleko za sobą. Wszelako tym, z czego wyrośliśmy, są tylko słowa-duchy, a nie fakty psychiczne, odpowiedzialne za narodziny bogów. Autonomiczne treści psychiczne wciąż nami władają tak, jakby były bogami. Dziś są to fobie, natręctwa i tak dalej, czyli objawy nerwicowe. Bogowie stali się chorobami; nie Olimpem włada teraz Zeus, ale splotem słonecznym, tworząc okazy dla poradni lekarskiej lub mącą mózgi polityków i dziennikarzy, mimowolnie rozpętując wówczas umysłowe epidemie”.

3 komentarze do “O archetypowym podłożu paniki

  1. J's awatarJ

    W pewnym sensie uspokajający wpis.

    „…Staje się on wtedy kimś, na kogo projektujemy największe zło, staje się nośnikiem śmierci…”
    Myślę, że nie jest tak w każdym przypadku. Są różne zmienne, na bazie których budujemy ocenę potencjalnego ryzyka niesionego ze strony napotkanego obcego.
    Odnoszę wrażenie, że niestety wkrada się tutaj błędna kategoryzacja ze względu np na wygląd danej osoby, okoliczności w ktorych ją napotykamy itd. Taka postawa oczywiście bywa zgubna, natomiast pytanie czy nie bywa ona czasem pomocna. Do tego zeby nie budowac zbednego dystansu w społeczeństwie.

    Polubienie

    Odpowiedz
  2. Bartlomiej Pawlowski's awatarBartlomiej Pawlowski

    Czy wiadomo dlaczego (albo po co, bo może był w tym jakiś cel) Jung miał aż pięcioro dzieci będąc człowiekiem aż tak pozbawionym wszelkich złudzeń? A może dopiero posiadanie licznej rodziny było warunkiem koniecznym do poznania pełni dramatu? Był on (zdaje mi się się) mniej pesymistyczny w swoich wystąpieniach publicznych (tych popularnych i „egzoterycznych”) niż Pan. 🙂 A może to też są sprawy uwarunkowane nieświadomością zbiorową… Wypada w ogóle takie pytania stawiać?

    Polubienie

    Odpowiedz
    1. Mirosław Piróg's awatarMirosław Piróg Autor wpisu

      Po pierwsze – Jung najpierw miał ową piątkę dzieci, a dopiero potem takie myśli. Czy był pesymistyczny czy optymistyczny? Pewnie pół na pół. Ja kiedyś zebrałem jego cytaty – i tych opty i tych pesy było na równi. A co do uwarunkowania nieświadomością zbiorową – tak, jesteśmy uwarunkowani, prawie w pełni, tylko dla tych obdarzonych nikłym światełkiem jakiejkolwiek świadomości jest odrobina wolności. Dobrze o tym pisał Jung w „Symbol przemiany w mszy”.

      Polubione przez 1 osoba

      Odpowiedz

Dodaj komentarz