W 1999 roku byłem na konferencji poświęconej zagadnieniu nieświadomości. Odbywała się w pięknych okolicach pod Poznaniem, nic zatem dziwnego, że razem z Jerzym Prokopiukiem i jego dwoma młodymi przyjaciółmi spędzaliśmy więcej czasu na zwiedzaniu okolicy niż na konferowaniu. Od Jerzego usłyszałem wtedy o normozie, tej nader powszechnej dolegliwości wszystkich ludzi. Religia dysponuje ideą nadnaturalnego porządku, personifikowaną w osobie boga. Analogicznie psychologia ma swoją ideę regulatywną, w postaci wyobrażenia normalnego funkcjonowania jednostki w społeczeństwie. Możemy zapytać – czy można zdrowo funkcjonować w społeczeństwie chorym na normozę? Normoza zawsze charakteryzowała wszelkie społeczeństwa – dziś po prostu jest bardziej zauważalna. Owa zauważalność jest cechą charakterystyczną całej współczesnej kultury. Nauka i technika spotęgowały zjawiska dysfunkcji ludzkiego umysł do tego stopnia, że ludzkość nie przetrwa przez następne sto lat. Tak będzie jeśli ludzka świadomość pozostanie niezmieniona, jeśli w dalszym ciągu będziemy podlegać normozie, najlepiej ujętej w prawie Jante (pisałem o nim tu).
Musimy przestać być dziećmi, bowiem to dzieci uważają wszystko, co zastają w swoim życiu za normalne i pożądane. Tymczasem wiele ludzkich zachowań, dziś uważanych za normalne, nie tak dawno uznano by za szalone. Czy rolnik z początków XIX wieku uznałby za normalne posypywanie pól trucizną, którą dziś eufemistycznie nazywamy środkiem ochrony roślin? A czyż nie jest dla nas czymś normalnym, że dzięki broni atomowej możemy zniszczyć ludzkość? A przecież to absolutna nowość w dziejach człowieka! Perspektywa totalnej destrukcji towarzyszy nam od nieco ponad pół wieku dopiero – a czy kogokolwiek ona dziś przeraża? Jednak kultura – każda kultura, a nasza czyni to wyjątkowo skutecznie – usypia tworzące ją jednostki, a szczególnie efektywnie czyni to wtedy, gdy grozi im ona całkowitą zagładą. Religijne marzenie o centralnym miejscu człowieka we wszechświecie zostało dziś zrealizowane, acz w czysto negatywnej postaci. Przyroda może zgładzić ludzkość – może nas spotkać los dinozaurów. Lecz dziś możemy także sami dokonać samozagłady. Jak trafnie pisał Zygmunt Baumann, zawsze byliśmy bezbronni wobec sił przyrody, a dziś dodaliśmy drugiego okrutnego boga do naszego panteonu, a jest nim społeczeństwo i jego stechnologizowane struktury. Czy to powód do dumy?

Dzień dobry.
Nie da się komentować wpisu o „prawie Jante”, więc tu pozwolę sobie wtrącić trzy grosze. Tytuł książki Sandemose ostatecznie inaczej przetłumaczono niż Pan podawał w 2015 roku. Tamten był tytułem roboczym (tłumaczeniem roboczym. Tych też było kilka o ile dobrze pamiętam. W 2010 roku edytowałem artykuł Wikipedii o Sandemose). Ostatecznie stanęło na brzmieniu: „Uciekinier przecina swój ślad”. Warto poszerzyć lekturę o swego rodzaju esej-reportaż towarzyszący pt. :”Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz” Filipa Springera. Książka Sandemose (w pakiecie z częściowo opisaną przez Springera historią jej recepcji), to wg mnie silny rozpuszczalnik głębokich stereotypów, myślowych automatyzmów i innych złogów. I to nawet takich, o których się wcale „z góry” nie wie. To tak jakby odkamienić starą instalację hydrauliczną – udrożni, ale może być też potem wyciek i konieczność dalszych inwestycji czasu i energii. A takie wyzwania nie każdy lubi. Prawo Jante i Kierkegaard to w Polsce tematyka opcjonalna. W Skandynawii to jest abecadło każdego choć odrobinę poszukującego (a tak „bez zrozumienia” to zna to literalnie każdy).
Pozdrawiam serdecznie! 🙂
PolubieniePolubienie