Każde społeczeństwo, każde plemię, żyje jakimś mitem. Według Marii Janion tym mitem jest w przypadku Polaków cierpienie. Nasze społeczeństwo, niczym pełna kompleksów neurotyczka, musi się ciąć, by poczuć, że żyje. Jednak nie ma nic gorszego niż urzeczywistnianie głęboko zakodowanych kompleksów kulturowych poprzez ich legalizację prawną czy poprzez ideologiczny nacisk. To tylko intensyfikuje cierpienie. No, ale o to przecież chodzi ludziom opętanym przez ten mit. Nic dziwnego zatem, że teraz, gdy najbardziej chore warstwy tego społeczeństwa dorwały się do władzy, starają się realizować na wszelkie sposoby ten patologiczny polski mit. A ponieważ nie ma wrogów zewnętrznych, na których można by zrzucić odpowiedzialność za cierpienie, tworzy się wrogów wewnętrznych. Dzisiaj dostało się kobietom. To wydawałoby się idealny wróg. Gnębione przez patriarchalną ideologię od pokoleń, gwałcone mentalnie przez obraz „matki Polki”, która ma poświęcić siebie dla dobra rodziny, ale głównie dla dobra ojca, posłuszne, ciche i rodzące. Dlaczego by im jeszcze bardziej nie dokopać, myślą sobie oni, przecież będą tylko siedzieć i skamleć? Oby się nie pomylili, bo czasy się jednak zmieniają. Kobiety nie są już takie jak niegdyś, już nie chcą tylko cierpieć. Może teraz nastała chwila, by wyrwać się spod z hipnotycznej władzy tego mitu? Bo jeżeli nie dziś, to kiedy?
Archiwa miesięczne: Październik 2020
O przyszłości
António Guterres, sekretarz generalny ONZ: „Wszyscy tu jesteśmy, ponieważ rozpoczęło się odliczanie klimatyczne, a nie jesteśmy nawet w pobliżu miejsca, w którym powinniśmy być. Nauka mówi nam, że musimy ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5℃ powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej. Jesteśmy na dobrej drodze do co najmniej 3℃. Żaden kraj nie jest odporny na kryzys klimatyczny. Jednak w każdym kraju najbiedniejsi i najbardziej bezbronni są najbardziej dotknięci, mimo że zrobili najmniej, by spowodować problem. W ciągu ostatnich 25 lat najbogatsze 10% światowej populacji było odpowiedzialne za ponad połowę wszystkich emisji dwutlenku węgla, a najbiedniejsze 50% – za zaledwie 7% emisji. Stopień niesprawiedliwości i nierówności w tej skali to rak. Jeśli nie zaczniemy działać teraz, ten wiek może być jednym z ostatnich w historii ludzkości”.
Gdy weźmiemy pod uwagę diagnozę Guterresa, to możemy ją tylko poszerzyć. Ludzkość toczy rak. A raczej sama ludzkość jest rakiem. Zbyt dużo komórek. Zbyt się mnożą. Dobrze ujmuje to James Lovelock, cytowany w książce Johna Gray’a „Słomiane psy”: „Ludzie zachowują się pod pewnymi względami jak organizmy patogeniczne, jak komórki raka, nowotworu. Wraz ze wzrostem naszej liczebności zaczęliśmy tak bardzo przeszkadzać Gai, że nasza obecność stała się zauważalnym zakłóceniem. Gatunek ludzki jest obecnie tak liczny, że stanowi poważną, planetarną chorobę. Gaja cierpi na primatemaję rozsianą – zarazę ludzką.” Nie jesteśmy dziećmi bożymi, koroną stworzenia, sukcesem ewolucji – jesteśmy rakiem.
Klimatolożka Joëlle Gergis pisze: „Doszliśmy do punktu w historii ludzkości, który uważam za ‘wielkie rozpadanie się’. Nigdy nie sądziłem, że dożyję horroru upadku planety. Coraz częściej czuję się przytłoczona i niepewna, w jaki sposób mogę najlepiej żyć w obliczu katastrofy, która teraz nas czeka. Niepokoi mnie ogromna skala tego, co trzeba zrobić, boję się tego, co może czekać w mojej skrzynce odbiorczej. Coś we mnie jakby pękło, jakby zawiodła jakaś istotna nić nadziei. Wiedząc, że czasami rzeczy nie da się uratować, że planeta umiera, że nie mogliśmy zjednoczyć się na czas, aby uratować to, co niezastąpione. Czuję się tak, jakbyśmy doszli do punktu w historii ludzkości, kiedy wszystkie drzewa na świecie już zniknęły, nasz związek z mądrością naszych przodków przepadł na zawsze”.
Ludzkość ma mniej niż 10% szans na przetrwanie. Optymiści zakładają, że upadek nastąpi za 40 lat, pesymiści, że za dekadę lub wcześniej. Tak czy inaczej, całkowity rozpad społeczeństwa jest nieunikniony. Bez wątpienia przyczynią się do tego sami ludzkie, którzy w suicydalnym pędzie wybierają polityków najgorszego sortu by nimi „rządzili”. Jeśli ludzkość jest rakiem Ziemi, to prognozy te są właściwie optymistyczne. Życie może przetrwa, ludzie nie. Szkoda tylko młodych, którzy myślą, że jest przed nimi jakaś przyszłość. There is no future.
O samsarze
Gendyn Czopel (1903-1951), kontrowersyjny tybetański myśliciel, autor m.in. książki „Tybetańska sztuka kochania. Seks, orgazm i uzdrawianie duchowe”, napisał kiedyś słowa, które dobrze oddają buddyjskie podejście do rzeczywistości: „Bogaty gdera z pałacu, biedny lamentuje z nory, Każdy człowiek dźwiga brzemię własnego cierpienia – w samsarze nie ma dobrych dni”. Tak, samsara to nie jest miejsce na dobre dni. Stwierdzenie, że świat jest cierpieniem, czyli pierwsza szlachetna prawda Buddy, jest konstatacją faktu, a nie oceną. Świat taki jest. Nagardżuna, największy filozof buddyjski, dobrze to ujął: „Samsara jest nirwaną, a nirwana samsarą”. Czy zamieszkujesz pałac czy norę, czy jesteś zdrowy czy chory, bogaty czy biedny, czy się rodzisz czy umierasz, czy jesteś samotny czy w szczęśliwym związku – wszystko jest tym samym. Nie ma nic ponadto.
O samobójstwie planetarnym
Gdyby przybysz z innej planety mógł zaobserwować to, co dziś dzieje się na Ziemi, być może wyciągnąłby wniosek z tych obserwacji następujący – oto gatunek homo sapiens podjął niezwykłą decyzję, by popełnić zbiorowe, ogólnoplanetarne i rozszerzone samobójstwo. Jak dobrze wiemy pewne grupy miały takie pomysły, jak to pokazuje przypadek Jonestown z 1979 roku. Jednak skala tego obecnego samobójstwa jest imponująca i dech zapierająca. Oto cały gatunek systematycznie niszczy wszelkie ekosystemy podtrzymujące życie na tej planecie. Wąska garstka ludzi wskazuje na zagrożenia, głównie naiwniacy zwani naukowcami i aktywiści ekologiczni, ale jeszcze mniejsza garstka, zwana najbogatszymi (ok 1% populacji) intensywnie prze do absolutnej destrukcji. Ich emisje CO2 były w ostatnim ćwierćwieczu dwukrotnie większe niż emisje biedniejszej połowy ludzkości. Jedynie 6% wzrostu emisji w ostatnim ćwierćwieczu można przypisać tym najbiedniejszym.
Można by podawać dziesiątki powodów owego suicydalnego zachowania homo sapiens. Ale po co? Jednym bowiem z tych powodów jest kompulsywne myślenie, polegające na szukaniu przyczyn i powodów wszystkiego. Czy naprawdę jesteśmy najbardziej inteligentnym gatunkiem na tej planecie? Wszystko wskazuje, że nie, że jesteśmy raczej totalną pomyłką ewolucji. Esencją tej pomyłki jest egoiczna świadomość, ograniczona do skorupy własnego ciała. Stąd wypływa także brak zdolności do przewidywania skutków działań większych grup ludzkich – a kto ogranie 7,6 miliarda ludzi? Podobnie brak nam zdolności do ogarniania większego spektrum czasu. Nie martwimy się tak naprawdę losem naszych dzieci i wnuków. Najbiedniejsi nie martwią się, bo nie mają możliwości zadbania o ich przyszłość. Najbogatsi działają wedle zasady „po nas choćby potop”. W tym tunelu nie ma żadnego światełka.
