Odkryłem u siebie nowy rodzaj nerwicy. To internetoza. Od miesięcy siedzę przed ekranem komputera, prowadzę webinary dla studentów, odpowiadam na maile, skanuję dokumenty. Wszelka aktywność zawodowa przeniosła się, jak to pięknie mawiają, do przestrzeni internetu. Rzadkie wizyty na uczelni wywołują wrażenie obcowania z absurdalną rzeczywistością rodem z filmów postapo. No i parę dni temu zrobiłem ostatni webinar. Powinienem być zadowolony i korzystać z wolnych chwil. Ale nie jestem. Wewnętrzny głos mi mówi: Czy czegoś nie zapomniałeś? Na pewno nie musisz jutro prowadzić jakiś zajęć? Czy nie powinieneś czegoś jeszcze przeczytać na poczcie? Tylko z tego jednego powodu, że teraz siedzę przed komputerem ten głos się odzywa, ewokując internetozę. Może jestem zbyt starej daty by odczuwać radość, że nawet trening interpersonalny się odbywa online, jakom usłyszał od pewnej psycholożki. Nie, nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Jesteśmy ludźmi i byłoby najlepiej, gdybyśmy nimi pozostali. Internet to śmierć ludzkości.
O internetozie
Dodaj komentarz
