O traumie antropocenu

Antropocen to czas w którym ludzkość, jako dominujący gatunek na tej planecie, przejawia wszelkie swoje negatywne cechy. Traumą jest coś, co nas spotyka wbrew naszej woli. Jak pisze Donald Kalsched to doświadczenie, które powoduje psychiczny ból czy niepokój nie do zniesienia. Wtedy cierpimy. Zwykle szukamy w życiu satysfakcji, przyjemności i szczęścia. Podam przykład. Ktoś chce się wykąpać, sprawić sobie przyjemność, a przy okazji zaimponować innym, więc skacze do wody – i łamie sobie kręgosłup. Odtąd musi sobie radzić z traumą niepełnosprawności. Podobnie jest z całą ludzkością. Ludzie chcą czerpać jak najwięcej z życia, chcą przyjemności, radości. Niestety dziś owe całkiem naturalne potrzeby przekładają się na zbiorowe cierpienie, zbiorową traumę. Obecna cywilizacja promuje tylko wartości hedonicze, dostępne za pieniądze. „Chcesz być szczęśliwy, kup zatem coś nowego, a najlepiej coś droższego niż twój sąsiad” – słyszymy. Rywalizacja, hierarchiczność, dominacja to cechy właściwe wszystkim gatunkom. Niestety, w przypadku homo sapiens okazują się zabójcze. Trauma antropocenu właśnie na tym polega. Trzymając się mojego przykładu mógłbym powiedzieć, że ludzkość skoczyła na główkę i w dzisiaj powoli zaczyna do niej docierać, że to się źle skończyło. Oczywiście nie wszyscy jeszcze ten ból odczuwają, ale rok w rok jest widoczny postęp w uświadamianiu sobie tego problemu. Ta świadomość to drugi aspekt traumy, nasza reakcja na nią jest bowiem najważniejsza.

Pierwsza prawda buddyzmu mówi, że świat jest cierpieniem. Żyjący w rozwiniętych krajach Zachodu ludzie nie tyle o tym nie pamiętają, ile wykształcili wprost przeciwną postawę: świat jest obiektem konsumpcji. Traumą jest zatem teraz to, co – nieco paradoksalnie – miało sprawić najwięcej przyjemności. Jednak ten paradoks jest pozorny. Przecież gdy zjemy zbyt dużo smacznego posiłku, to rozboli nas brzuch. Nawet w wymiarze indywidualnym tego nie rozumiemy. Może zajadamy ból świata, spowodowany jego zjadaniem? To istny paragraf 22.

Czy możemy ludziom powiedzieć, by zaprzestali konsumpcji, gdyż wywołane przez nią zmiany klimatyczne grożą istnieniu gatunku ludzkiego? By ograniczyli swoje pragnienia, bo giną masowo gatunki zwierząt – co już nazwano szóstym wymieraniem – a rabunkowa eksploatacja surowców niszczy planetę? By przemienili cały swój sposób życia w radykalnej antykonsumpcyjnej metanoi? Tak, możemy, czynią to codziennie tysiące ludzi, ale nie odnosi to żadnych skutków. W 1992 roku, na konferencji klimatycznej w Rio zaproponowano państwom ograniczenie emisji CO2. Czy konferencja ta przyniosła pożądane skutki? Nie, od tego czasu emisje CO2 wzrosły o 62 %. Nic nie wskazuje na to, by świat miał zaprzestać konsumpcji, cała gospodarka światowa, niczym oszalały parowóz pędzący na skraj przepaści, idzie w rytmie business as usual. Nic dziwnego, konsumpcja to swego rodzaju zbiorowa nerwica kompulsywna współczesnych społeczeństw.

Dodaj komentarz