O pożytku z medytacji

Dawno temu zetknąłem się z medytacją zen. Nie byłem formalnym członkiem sanghi buddyjskiej, ale medytowałem sam albo od czasu do czasu w jakieś grupie. Jednym z podstawowych pożytków, jakie ma przynosić medytacja jest umiejętność skupienia się i wzrost naszej uważności. Mam nadzieję, że ci, którzy praktykowali o niebo dłużej niż ja uzyskali takie wyniki. I że teraz, gdy minęło od tamtych czasów ponad trzydzieści lat, ich umysły są już spokojne i uważne. A jeśli chodzi o mnie to zauważyłem, że chociaż formalnie nie medytuję, to powstał we mnie pewien nawyk. Celem medytacji bowiem jest właśnie wyrobienie sobie nawyków innego funkcjonowania naszego umysłu. Nawyki te mają zastąpić jego zwyczajowe, chaotyczne i egoiczne działanie. Tak więc w jakimś sensie medytuję od lat. A jaka to medytacja? Otóż za każdym razem, gdy zamykam drzwi od mieszkania, skupiam swoją uwagę na przekręcanym kluczu i klamce, którą naciskam, by sprawdzić, czy drzwi są zamknięte. W tej, trwającej dwie, trzy sekundy chwili nie myślę o niczym innym, jest tylko klucz i klamka. W ten sposób codziennie odbywam króciutkie sesshin, jak nazywa się w buddyzmie zen parodniową praktykę medytacyjną. Słowo to oznacza „połączenie umysłu”. Buddyści łączą swój mały umysł z wielkim umysłem, z naturą Buddy, lub czymś równie podniosłym, a ja – z kluczem i klamką. Z każdym zamknięciem drzwi rozwiązuję koan: „Czy każde zamknięcie jest odejściem?” Codziennie jestem na chwilę niczym innym, jak tylko kluczem i klamką, i w tej chwili – niestety, tylko w tej chwili – mój umysł jest spokojny i klarowny. W ten sposób jestem zawsze pewny tego, że zamknąłem drzwi, nigdy nie wracam, by to sprawdzić. Zawsze to jakiś pożytek z medytacji.

Dodaj komentarz