Ireneusz Kania w jednym ze swoich esejów pisze: „Sytuacją prowadzącą do przeżycia sacrum z rozlicznymi jego konsekwencjami (przełamanie poziomów, zanik granicy pomiędzy podmiotem a przedmiotem doświadczenia) może być na przykład miłość – jedna z ostatnich enklaw przeżycia sacrum, jakie jeszcze pozostały współczesnemu człowiekowi, żyjącemu we wspólnotach na ogół zsekularyzowanych”. Tak, doświadczenie miłości daje współczesnemu człowiekowi posmak tego, co nazywa się doświadczeniem religijnym. Czyni to w sposób specyficzny, wiążąc w unikalnej diadzie wcześniej sobie obojętne istoty ludzkie. Tak pojęta miłość nie jest wszelako wymysłem ostatnich dwu wieków, jak niektórzy twierdzą. Od zawsze ludzie jej doświadczali i w najlepszych tekstach dawnych epok znajdujemy jej ślady. To nie miłość się zmieniła, ale czasy. Dziś bardziej niż kiedyś szukamy i pragniemy doświadczać miłości, gdyż żyjemy w świecie obojętnym, zimnym, pseudoracjonalnym, odartym z tajemnicy i niezwykłości, w którym miłość została uznana za fakt fizjologiczny polegający na sekrecji hormonów.
A tymczasem to wszystko, co nadaje sens naszemu życiu, jego głębię i konsystencję możemy odnaleźć w oczach ukochanej osoby. Szukamy tam przebłysków tego, co przekracza realny świat. Oczywiście, często mylimy się, biorąc za miłość to, co nią nie jest. Ale czyż tak samo nie było zawsze z doświadczeniem sacrum? Gdyby było ono każdorazowo autentyczne, historia religii nie byłaby historią cierpień i przemocy. Nieliczni doświadczają sacrum, nieliczni doświadczają miłości. Ale ci, którym jest to dane, doświadczają czegoś bezcennego – owej koniecznej dla życia dawki niesamowitości, mysterium tremendum et fascinans, nieredukowalnego do niczego innego uczucia, pełnego ambiwalencji, ale zarazem powodującego, że życie odkrywa przed nami swoją podszewkę. I o to w tym wszystkim chodzi – tylko gdy kochając w pełni oddamy się drugiej osobie, doświadczymy tego, na czym polega życie.
Idźmy jednak dalej. Mistyczna diada tworzona przez akt miłości nie jest symbiotycznym lgnięciem do siebie, ale wzajemnym wyzwalaniem się. Doświadczenie sacrum czy też doświadczenie miłości to nic innego jak doświadczenie wolności – wolności od wszelkich uwarunkowań tego świata. To tylko pozorny paradoks, że w połączeniu między dwoma osobami można odnaleźć prawdziwą wolność. Kochać to dawać wolność osobie kochanej w swoim oddaniu. W miłości dwie osoby dają sobie wzajemnie wolność, a dzieje się to poprzez uznanie ograniczeń kochanej osoby. Tak, to jest to, co dobrze znamy. To powiedzenie: „Kocham Cię taką, jaka jesteś”. Banał, acz najtrudniejszy do zrealizowania.
To sprawia trudność, bo doświadczenie sacrum, podobnie jak doświadczenie miłości, jest doświadczeniem zbieżności przeciwieństw (coincidentia oppositorum). Tak się objawia nam sacrum i miłość – jako jakości ambiwalentne, dające zarazem największą rozkosz, jak i najwyższe cierpienie. Nie dajcie się jednak zwieść pięknym łacińskim słowom. Miłość to ostatecznie tylko zrobienie herbaty dla ukochanej, i przytulenie jej, gdy jest pogrążona w złym humorze i burczy na nas.
