Archiwa miesięczne: Kwiecień 2022

O nomadach

Jesteśmy nomadami. Nasze życie to wędrówka. Tak było przez dziesiątki tysięcy lat. Nieustanne wędrowanie, czasem siedzisko na porę zimową. Stabilność życia osiadłego to tylko ostatnie dziesięć tysięcy lat. A i ta stabilność tylko pozorna, podtrzymywana przez takie kulturowe pomysły jak pismo, organizacja społeczna, religie jako instytucje, miasto. To kulturowe chochoły, w których trwożliwe lokujemy swoją tożsamość. Ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Struktura naszej egzystencji, jako istot obdarzonych świadomym ja, pozostaje niezmienna. Startujemy z punktu, w którym nas nie ma i dochodzimy do punktu, w którym nas nie ma. A pomiędzy tymi punktami bywamy tu i ówdzie, pomieszkujemy w różnych miejscach i gościmy w życiu różnych ludzi. Tak, nasze życie ma stały, niezmienny rytm: raz tu, raz tam, raz nigdzie…

O kreatywności

Istotą kreatywności jest umiejętność do utrzymywania w umyśle dwóch sprzecznych, całkowicie sobie przeciwstawnych idei jednocześnie. Jeśli od razu dążę do zredukowania dysonansu poznawczego, tłumię tym samym swoją kreatywność, dlatego warto wytrzymać napięcie pomiędzy tymi ideami. Nazywa się to czasem myśleniem janusowym, od rzymskiego boga Janusa, którego dwa oblicza spoglądały w przeciwne strony. Dodatkowym źródłem kreatywności jest odczuwanie tego napięcia jako przyjemnego, podniecającego, bo to daje zastrzyk naturalnych endorfin, które ułatwiają nowe połączenia pomiędzy neuronami w moim mózgu. Jak napisał Albert Einstein: „Kreatywność to inteligencja, która się raduje”. Tak, tylko wtedy gdy jestem przyjemnie podniecony tym, że to, o czym myślę, może być jednocześnie całkiem czymś innym, tylko wtedy mogę być kreatywny. Tworzenie rodzi się ze zderzenia przeciwieństw, jak iskra rodzi się z uderzenia dwóch kawałków krzemienia.

Tworzeniu towarzyszy dogłębne poczucie satysfakcji, wypływające z odnalezienia tego, co wspólne. Jednolity wzór strukturalny rządzący odkryciem ukrytych podobieństw został nazwany przez Arthura Koestlera aktem bisocjacji. Akt bisocjacji jest centralnym momentem procesu twórczego, jego esencją, próbą uchwycenia chwili transformacji umysłu prowadzącej do pojawienia się nowych ujęć znanych treści. Jest on zdefiniowany przez niego jako przecięcie się dwóch matryc myślenia czy też percepcji. Podobnie jak psycholog Alison Gopnik ujmuje akt wyjaśniania jako analog orgazmu, tak dla Koestlera intelektualna ciekawość wywodząca się z jednego z podstawowych popędów – popędu eksploracyjnego – daje powód do zamanifestowania się skomplikowanego zespołu emocji: „Najpierw jest triumfalna eksplozja napięcia, które nagle okazało się zbędne, gdyż problem został rozwiązany – tak więc wyskakujesz z kąpieli i biegniesz przez miasto śmiejąc się i krzycząc ‘Eureka!’ Potem następuje powolny zanik poświaty, stopniowe katharsis emocji samotranscendujących – spokojne, kontemplatywne rozkoszowanie się prawdą, którą odsłoniło odkrycie, blisko spokrewnione z doświadczeniem piękna, które jest dane artystom”. Dla takich doświadczeń warto żyć, bo życie to tworzenie.

O rodzajach inteligencji

To podobno Robert Oppenheimer, jeden z ojców bomby atomowej, miał powiedzieć, że są trzy rodzaje inteligencji: ludzka, zwierzęca i wojskowa. Przykładem inteligencji ludzkiej był on sam, genialny fizyk, doktorat w wieku 22 lat, znał pięć języków, a holenderskiego nauczył się w ciągu 6 tygodni, co pozwoliło mu swobodnie wygłosić w tym języku referat naukowy oraz uczestniczyć w dyskusji podczas pobytu w Lejdzie. Potem mamy inteligencję zwierzęcą, której przykłady by można mnożyć bez końca, od roztropności kruków po językowe zdolności szympansów. No i w końcu mamy inteligencję wojskową. Czym się ona charakteryzuje? Jej esencją jest rozkaz, czyli brak samodzielnego myślenia, całkowite posłuszeństwo bez zwracania uwagi na indywidualny osąd sytuacji. To całkowite zaprzeczenie człowieczeństwa. Zatem, najkrócej, inteligencja wojskowa jest brakiem. Brakiem myślenia, brakiem współczucia, brakiem wyobraźni. Te puste miejsca zapełnia schematyzmem, rygorem, obowiązującą ideologią i – co najważniejsze – realizacją najniższych instynktów, odreagowaniem strachu i przymusu. Bo dziś etos wojownika już nie istnieje. Gromady młodych mężczyzn zmuszanych do uczestnictwa w wojnie reagują na grożąca im śmiercią sytuację na najniższym poziomie, mordując i gwałcąc. A rozkazy wydają im podstarzali generałowie, którzy widzą tylko jedną możliwość rozstrzygania konfliktów: wojnę. Oppenheimer miał styczność z generalicją amerykańską, gdyż był szefem projektu Manhattan. Zakończył się on wyprodukowaniem bomby atomowej. Decyzję o jej użyciu podjęli generałowie. Pierwszą detonację bomby atomowej, 16 lipca 1945 roku na poligonie w Nowym Meksyku, w pobliżu miasta Alamogordo, skomentował cytatem z Bhagavadgity: „Jasność tysiąca słońc, rozbłysłych na niebie, oddaje moc Jego potęgi. Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów”. Ten poziom refleksji jest niedostępny dla inteligencji wojskowej.

O rodzicach

Salvador Dali był drugim dzieckiem swoich rodziców. Pierwszym był również Salvador Dali, który zmarł w wieku około trzech lat. Rodzice zabierali drugiego Dalego na grób ich pierworodnego, a ten był przekonany że to jego grób! Podobno to ukształtowało w nim silną ekscentryczność, sam w jednym z wywiadów mówił, że dzięki niej udowadniał sam sobie i innym, że jednak żyje. Opisy podobnie dziwacznych, a często głupich czy nawet okrutnych zachowań rodziców wypełniają tomy książek psychologicznych. Tysiące psychoterapeutów zbija dzięki nim swoje fortuny. Praktycznie nie ma końca tym zachowaniom, bo większość rodziców widzi w potomkach głównie sposób realizacji swoich chorych wyobrażeń. Nie mają nawet najmniejszej wiedzy na temat tego, jak ich zachowania wpływają na dzieci. Realizują w nich swoje nieprzeżyte życie, tworzą z nich nędzne kserokopie siebie samych, traktują gorzej niż niewolnika. Widząc w oczach dzieci pełne oddanie i miłość wykorzystują to dla podbudowania swojego poczucia niższości i odreagowania kompleksów. Pewien mój znajomy, który od lat walczy z traumą wczesnodziecięcą, opowiadał mi, że na pierwszym warsztacie psychologicznym nie chciał podjąć się pracy nad sobą. „U mnie w rodzinie wszystko było w porządku”, mówił terapeucie. A potem się zaczęło…Tak, przekonanie, że rodzice są dobrzy, że nas kochają, to podstawowa iluzja dzieciństwa, która pozwala nam je przetrwać. A poza tym każdy rodzic, nawet najlepszy, pozostawia w nas zadrę, z którą musimy sobie radzić w życiu dorosłym.

Wiem, że to napisałem jest jednostronne, że są dobrzy rodzice, że są dzieci, które do grobowej deski będą ich kochać. Tak, wiem i proszę mnie nie nudzić w komentarzach takimi uwagami. Skoro już ktoś doczytał do końca ten tekst, to niech przytknie dłoń do dłoni i się zastanowi. Tylko o to mi chodzi.