Zagadnienie samorealizacji jest bardzo szerokie, można ją ujmować na dziesiątki sposobów. Prowadząc seminarium o samorealizacji trwające cały semestr zawsze mam poczucie niewyczerpania tematu. Dodam zatem w kolejnym roku do tematyki zajęć uwagi polskiego filozofa, Henryka Elzenberga, zmarłego w 1967 roku. Napisał on: „Stawaj się tym, kim chciałbyś być! Czyń, co chcesz, ale nie bądź amebą! Postępuj tak, aby postępowanie twoje nie mogło być uważane przez nikogo za obowiązujący precedens”. Zwięzłe i genialne słowa, genialna parafraza imperatywu kategorycznego Kanta. Elzenberg proponuje nam bycie człowiekiem na inny sposób niż Kant. Według niego różnimy się od zwierząt nie powszechnym prawem moralnym, ale swoją indywidualnością. Świat zwierzęcy jest piękny, jednak przeznaczeniem każdego pokolenia ameb jest jak najdoskonalsze powtarzanie życia swoich poprzedniczek – aby przetrwać. Człowiek natomiast, w buncie przeciw swej zwierzęcej naturze, stara się prowadzić życie, które jest przesycone jego indywidualnością. A to znaczy: niepowtarzalne, nie do naśladowania. Nie wystarczy jednak być ekscentrycznym czy dziwacznym, stawać okoniem wobec społeczeństwa, bo sprzeciwiając się kolektywnym wzorcom życia stajemy się tylko ich negatywnymi odlewami. W przeciwieństwie do egoistycznych ekscesów samorealizując się szukamy tego, co stanowi naszą substancję wewnętrzną i ją urzeczywistniamy. Stajemy się sobą wykorzystując tkwiące w nas twórcze siły. Wtedy doświadczamy siebie, ale właśnie nie egoistycznie, bo w akcie tworzenia samych siebie wykraczamy poza nasze „ja”. Samorealizacja to samotranscendencja, jak pisał Viktor Frankl, a nie pieszczenie ego; to tak naprawdę ucieczka od cierpienia, jakie daje skupianie się na sobie.
Samorealizacja nie jest łatwa. Trudno być sobą, łatwiej naśladować, małpować innych. Lubię czytać biografie filozofów i twórców kultury, odczuwając pragnienie by się na nich wzorować. Całe szczęście okazuje się, że jestem inny, że nie umiem tak tworzyć jak oni. Jeżeli coś robię to zauważam, że robię to inaczej, na swój własny sposób. Nie da się powtórzyć tego, co jest indywidualnym osiągnięciem, bo każdy twórczy akt jest z definicji nie do powtórzenia. Myślę, że samorealizacja dlatego jest tak trudna, bo stawia przed nami zadanie, które nie ma precedensu. Nikt taki jak ja dotąd nie żył. Tak, każdy sobie może tak pomyśleć, ale doświadczenie tego jest niesamowicie trudne. Sam tak pomyślałem o sobie w wieku 12 lat. Ale czy teraz, po 46 latach, jest to rzeczywistością mojego życia? Czy nie jestem może amebą, łudzącą się, że jest człowiekiem? Czy jestem tym, co mi się przydarza, czy też moje wybory tworzą mnie? Na dziś wiem tylko, że każda odpowiedź na te pytania, czy to twierdząca czy przecząca, zaburzyłaby jedynie strumień tego, co nazywam sobą. Samorealizacja zawiera w sobie też sokratejskie „nie wiem”, najbardziej szlachetne słowa, jakie może wypowiedzieć człowiek.
