O myśleniu i chrześcijaństwie

Muszę się do czegoś przyznać. Często zdarzało mi się mówić, że aby być dobrym chrześcijaninem trzeba nie myśleć. Nie brzmi to dobrze w obecnej epoce poprawności politycznej, gdy nawet na wiatr trzeba mówić, że to zorganizowany ruch powietrza. Nie łudźmy się jednak, pobożność i myślenie nie idą w parze. Całkiem niedawno przeczytałem zdanie, które wypowiedział autorytet chrześcijański, a które w nieco zawoalowany sposób ujmuje tą tak bliską mi myśl: „Wierzący chrześcijanin jest osobą prostolinijną: biskupi powinni strzec wiary swych maluczkich przed władzą intelektualistów”. To słowa biskupa Josepha Ratzingera, wypowiedziane w kazaniu uzasadniającym pozbawienie praw nauczania Hansa Künga, wypowiedziane 31 grudnia 1979.

Cóż, moim zdaniem chrześcijanin mógłby jednak myśleć. Treści jego wiary zawierają przecież wiele wspaniałych paradoksalnych przesłań symbolicznych pobudzających do myślenia. Tak czynią owi intelektualiści, przed którymi ostrzega Ratzinger, tacy jak Küng, Drewermann, czy u nas Obirek. To kościół jako instytucja pragnie by owieczki nie myślały. Każda instytucja tego pragnie, również uniwersytet. Dlatego każda instytucja jest występkiem przeciwko ludziom. A im jest większa, tym ten występek jest boleśniejszy. Chrześcijaństwo jako instytucja zawiniło potrójnie. Jest winne trojakiego wyparcia: seksualności, twórczej wyobraźni i związku z naturą. Seksualność została ograniczona do prokreacji, twórcza wyobraźnia została spętana przez system dogmatów, a szacunek do natury został zgnieciony przez pychę panowania nad nią. Dobrą wieścią jest to, że chrześcijaństwo instytucjonalne kończy się, wreszcie także w Polsce. I chwała Bogu!

Dodaj komentarz