O personie raz jeszcze

Friedrich Nietzsche w Jutrzence niezwykle trafnie opisał to, co Jung później nazywał personą: „Ludzie przez całe życie nie czynią jednakże nic dla swojego ja, lecz jeno dla urojonego ja, które w mózgach otoczenia o nich się wytworzyło i im się udzieliło; skutkiem tego żyją wszyscy w obłoku nieosobistych, na wpół osobistych mniemań, tudzież dowolnych, niejako poetyckich ocen, jeden w mózgu drugiego, ten zaś w mózgach innych”. Te słowa swoją genialną zwięzłością przerastają techniczne sformułowania Junga, który, jak dobrze wiemy, sporo zawdzięcza Nietzschemu jeśli chodzi o podstawowe koncepcje dotyczące natury człowieka. Tak, całe życie spędzamy na dbaniu o potrzeby urojonego ja, powstałego w nas na zamówienie społeczne, dla zaspokojenia potrzeb innych ludzi; jesteśmy obrazem wytworzonym przez oddziaływania społeczne, najpierw rodziców, potem rówieśników, a w końcu wszystkich innych, którym oddajemy władzę nad swoim życiem. I wtedy już nie jesteśmy sobą, a tylko obrazem, uśrednioną jakością z tego, jak widzą nas inni, kalką, a nie oryginałem.

Bycie takim obrazem bardzo ułatwia życie. Potrafimy bez obrzydzenia uprawiać small talk, gładko wchodzimy w puste relacje, w których łudzimy się że jesteśmy kochani i że sami kochamy, jesteśmy dzięki byciu obrazem akceptowani, bo nie wzbudzamy kontrowersji. Czy jednak bycie obrazem, urojonym ja, jest tym czego chcemy od życia? Czy obraz może przeżyć życie, doświadczyć go w pełni? Nie. Tylko ja mogę przeżyć moje życie. A to jest czasem bardzo trudne, trzeba bowiem rozczarować wielu ludzi, od rodziców po przyjaciół, a nawet ukochanych. Ale bez tego rozczarowania nie jest możliwe dotarcie do tego, co powoduje, że to ja chcę żyć. Patrząc na życie widzimy, że prawie wszyscy ludzie żyją z powodu innych i dla satysfakcji innych. Jest to jednak źródłem totalnego braku zadowolenia z życia, jak bowiem obraz może poczuć sens swojego życia? Jak obraz może się zakochać? Jak może dać coś wartościowego innym?

Persona, urojony obraz, iluzja – to wszystko nazwy oznaczające maskę, którą przywdziewamy dzieląc się na dwie części. Dzięki jednej trwamy w otoczeniu społecznym, dzięki drugiej nie popadamy w szaleństwo. Pierwsza część to maska, obraz przyklejony do naszej twarzy, druga to nasze prawdziwe ja. Gdy jednak utożsamimy się z maską społeczną, nasze ja karleje, degeneruje się i obumiera. Stajemy wtedy zombie, wydmuszką po człowieku. Umieramy przed śmiercią, stając się szalonym, egoicznym bytem, bo utożsamienie z personą czyni nas drażliwymi i czułymi na każde dotknięcie, naruszenie tego, co uważamy błędnie za swoje ja. A tymczasem ono już nie istnieje, pozostaje tylko krucha jak skorupa jajka powłoka czegoś, co kiedyś miało nadzieje być człowiekiem.

O personie pisałem tu: https://innemysli.blog/2022/09/25/o-personie-2/

1 komentarz do “O personie raz jeszcze

  1. petrelpiotr's awatarpetrelpiotr

    Słowem: – Można się powiesić, pozostając w malutkim egocentryzmie, albo… sięgnąć po książki o współczesnej matematyce, fizyce, astronomii czy teorii chaosu. Bo jak człowiek uzmysłowi sobie, w jak niesamowitym otoczeniu przebywa: od mikrokosmosu w skali Plancka po makrokosmos w skali wiel0-wszechświatów, to jego osobiste prawdziwe czy urojone ja przestaje mieć znaczenie. Przez uzmysłowienie sobie czym jesteśmy w tym czymś wchodzimy w świat wiecznego zdziwienia i wiecznej ciekawości. W takim świecie podobanie się innym, by zyskać jakąś formę klikalnej akceptacji, nie ma znaczenia.

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj komentarz