O pociesze

To, że każda religia daje pociechę, jest oczywiste. Po to wszak pojawiły się w tym świecie. Idę o zakład, że również każda filozofia, nawet podobno takich pesymistów jak Schopenhauer czy Cioran, daje pociechę. Także nauka jest pełna pociechy w swym dążeniu do intersubiektywnej prawdy i w pragmatyzmie techniki. A cóż innego jak pociecha przyciąga wrażliwe na piękno jednostki do sztuki? Wbrew Freudowi, cała kultura jest źródłem pociechy. Ale ultymatywną pociechą jest samobójstwo – skoro nie mogę nigdzie znaleźć pociechy, niech chociaż nie odczuwam jej braku. Wszystko zatem, co czyni człowiek, jest albo pociechą albo ma na celu pociechę. Życie to nie przeciwstawianie się entropii (a jak wskazuje współczesna nauka, entropia nie jest tak straszna, jak ją Boltzmann malował – cóż za pociecha!), o nie! – życie to pęd ku pociesze. Jeżeli tak zdefiniujemy życie, bezprzedmiotowe staje się pytanie: „Dlaczego ludzie muszą mieć coś, co ich pociesza?” Po zadaniu takiego pytania świat staje się zagadką, a życie na nim zaczyna tak nieznośnie uwierać, że szukamy natychmiastowej… pociechy.

Pociecha, o ile ma być prawdziwa, musi być skuteczna. Najbardziej efektywne pod tym względem wydaje się być całkowite wstrzymywanie się od zadawania pytań metafizycznych. Pytań metafizycznych nie stawiamy sobie w dwu przypadkach: albo gdy jesteśmy dżdżownicą lub też gdy metodycznie powstrzymujemy się od zadawania takich pytań. To drugie oznacza powstrzymywanie się od myślenia w ogóle. Dlatego dionizyjska mądrość Greków mówiła, że najlepiej człowiekowi nie narodzić się w ogóle, a już narodzonym zalecała jak najszybszą śmierć; natomiast apollińska mądrość Hindusów zachwalała natychmiastową nirwanę. Co do chrześcijan, dobry chrześcijanin to chrześcijanin, który nie myśli. Każdy szuka pociechy – jednym wystarcza soczyste przekleństwo, inni nie spoczną, póki nie stworzą totalnego systemu metafizycznego czy religijnego.

Oto, co mam do powiedzenia: nieustanne zapytywanie naprawdę nic nie daje. Jest tylko jeden świat, tylko jedno rozwiązanie, tylko jeden wysiłek. W średniowieczu wystarczyło stwierdzić ora et labora; dzisiaj wybór dróg życia jest obfitszy. W każdym razie pociechę z ust Epikura odnośnie bogów i śmierci należy stosować notorycznie i nie pytać wciąż „kto” lub „co” zrzuciło cegłę na naszą głowę. Świat nasz, tak żywo pulsujący w czasie i przestrzeni, odznacza się bowiem pewną piękną koniecznością, koniecznością faktu. Gdyby nią nie dysponował, nie moglibyśmy go podziwiać. Umysł ludzki jest wyposażony mocą tej konieczności w zdolność do wybiegania w przyszłość; może przewidywać, ale przewidywaniu temu podlegają jedynie możliwości. Otóż pociecha to nic innego jak możliwość, co do której żywimy nadzieję, że stanie się faktem. Prawie wszyscy ludzie są tak niecierpliwi, że to, co daje im pociechę uznają za fakt, popełniając niewybaczalny błąd przejścia od możliwości do faktyczności. Mechanizm ten można nazwać ideologizacją pociechy, tj. uznaniem jej za rzeczywistość, czyli za coś, co może być przyczyną naszych czynów. Pociecha powinna jednak zostać jedynie możliwością, czystą potencjalnością, gdyż inaczej wyradza się w lęk przed rzeczywistością.

Jakie zatem jest wyjście? Tylko powstrzymanie się od wszelkich pociech może dać, by tak rzec, ostateczną pociechę. To eschatologiczne epoche, stanowiącepodstawowy warunek dobrego życia. A zatem, podsumowując, nie ma żadnej pociechy, shit happens, a paragraf 22 obowiązuje. Nad portalem kobiecego łona, przez które wchodzimy na ten świat, winien widnieć napis: Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate. Każdy bowiem, kto świadomie na ten świat patrzy, nie pragnie żadnej pociechy, a interesuje go tylko jedna rzecz: to, jak najszybciej ten świat opuścić. Nie przez samobójstwo czy inną głupotę, ale przez rozpoznanie, że nie ma nikogo, kto miałby pragnąć jakiejkolwiek pociechy.

Dodaj komentarz