Parę dni temu mojemu młodemu przyjacielowi urodził się syn. Ma teraz klasyczną parkę, bo jest już ojcem dwuletniej dziewczynki. Niby nic niezwykłego, bo na świecie co dzień rodzi się jakieś trzysta tysięcy dzieci. Jednak dla rodziców to wielkie wydarzenie, a dla samego dziecka największe. Oto rozpoczyna, całkowicie tego nieświadome, swoją podróż przez życie. Kilkadziesiąt lat, pełnych radości i cierpienia, pełnych obietnic odkrycia tego, kim się jest, i pełnych rozczarowań. Narodzone dziecko jest absolutną potencjalnością, pełnią możliwości, niczym młody bóg. Jednak w świecie fizycznym realizują się tylko nieliczne z tych możliwości. Z pierwotnej pełni kształtuje się jedynie ograniczony przez otoczenie człowiek, poddany wpływom rodziców, rówieśników, kultury.
Każdy z nas przeszedł przez ten proces ograniczania. Jesteśmy tym, kim jesteśmy. Zwierzę, w nienaruszonych, naturalnych warunkach środowiskowych staje się sobą. Lew staje się lwem. W przypadku człowieka sprawa nie ma się tak prosto. Od pierwszych lat życia jest mocno programowany przez proces wychowania. To nieuniknione, ale jednak ograniczające. W miarę dorastania w dziecku kształtuje się jednak samoświadomość, która jest zawsze obietnicą tego, że może ono uzyskać wolność i wyzwolić się z ograniczeń, wśród których wzrósł.
Tego właśnie życzę owemu młodemu człowiekowi, który pojawił się na tej niewesołej planecie. Oby wzrósł na samoświadomą istotę, by wykorzystał te kilkadziesiąt lat życia, które być może mu zapewnią biologiczne struktury jego organizmu, do tego, aby w danym mu czasie dowiedział się, po co tu jest. Wszystkiego najlepszego, Jasiu! Jesteś na drodze, której sam nie wybrałeś, ale którą możesz samodzielnie przemierzyć. A rodzicom powiem – dzieci to nie bezduszne automaty, one wiedzą o życiu o wiele więcej niż my wszyscy razem wzięci.
